Pod źrenicami miałam dziury, a kolejna operacja okazała się kompletną klapą. Do ciała szklistego wlała się krew, pamiętam ten rozrywający ból, jakby wbijali mi w oczy grube igły. Doszły też inne schorzenia: zmagałam się z zaćmą, jaskrą. Przez trzy lata zmieniałam miejsce opatrunku na twarzy, przekładałam z prawej na lewą stronę duży wacik wielkości ręki. W sumie przeszłam pięć operacji. Ostatnią w kwietniu 2023 roku – mówi Agata Wróbel, sztangistka, dwukrotna medalistka olimpijska, mistrzyni świata, trzykrotna mistrzyni Europy. Publikowany przez nas fragment pochodzi z książki Agaty Wróbel i Mateusza Skwierawskiego „Agata Wróbel. Ciężar życia. Autobiografia”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN.
Byliśmy grzybiarzami – i to nie byle jakimi. Ojciec zbierał grzyby wiadrami, a mama widziała nawet te, które jeszcze nie wyrosły. To była rodzinna tradycja. Zbieraliśmy je w naszych lasach w Sopotni i pod granicą ze Słowacją. Tak jak wiele razy wcześniej jechałam na grzyby z samego rana. Była jesień, ale grzało słońce. Piękny niebiesko-żółty krajobraz. W samochodzie włączyłam Queen. Wjechałam w górskie serpentyny, Freddie krzyczał: „Don’t Stop Me Now!”. Tyle że droga zaczęła się rozlewać, zmieniała kształty. Gwałtownie wcisnęłam hamulec. Kilka pustych łubianek przeturlało się po bagażniku. Zatrzymałam się. Przetarłam oczy. Potem przez jakiś czas otwierałam je i zamykałam. Może to zmęczenie albo oślepiło mnie mocne słońce? Plamy nie znikały. Zgasiłam silnik, wyszłam z auta. Usiadłam na poboczu. Tylko Freddie dalej śpiewał. Wstałam, przeszłam się kawałek wzdłuż jezdni. Było jeszcze gorzej.
Ulica falowała, jakbym zeszła z karuzeli. Co jest, do cholery?! Co się nagle stało?Jeszcze niedawno potrafiłam przejechać trasę z Siedlec do Kopenhagi i z powrotem. Na ochotnika prowadziłam samochód 1300 kilometrów do Chorwacji na obóz przygotowawczy. Mogłam siedzieć za kierownicą nawet dobę, a moje oczy rejestrowały wszystko perfekcyjnie. I wzrok nigdy mnie nie zawodził. Kochałam jeździć. Dociskałam pedał gazu i zatracałam się w ciągnącym się za oknem krajobrazie.
Prawdziwą wolność odczuwałam jedynie w aucie. Dźwięk zwiększonych obrotów silnika oczyszcza mi umysł. Zapominałam o kłótniach w domu. Tu nie dosięgał mnie wzrok przechodniów. W samochodzie trener nie mógł mi niczego nakazać. Długa trasa była dla mnie lekarstwem na gorsze dni. Na przykład wsiadałam w auto i pędziłam do wujka w Bieszczady, aż żołądek podchodził mi do gardła na tych naszych zawijasach. Byłam wolna. Zmieniałam taśmy Queen i śpiewałam razem z Freddiem. Przed chwilą było Under Pressure, a teraz już I Want to Break Free. To był mój świat. Choć radio grało naprawdę głośno, dopiero dzięki temu osiągałam maksymalne wyciszenie.
Najpierw myślałam, że po prostu się starzeję. Wzrok zaczął mi słabnąć dużo wcześniej. Na mistrzostwach Europy w 2010 roku w Mińsku miałam problem z odczytaniem wyniku z tablicy. Siedziałam na trybunach, oglądając razem z ludźmi z reprezentacji starty innych ciężarowców. Wstałam, wychyliłam się za barierki. To była sporych rozmiarów elektroniczna plansza. I nic. Jakieś zwarcie, coś się popsuło? Cyferki zlewały mi się z nazwiskami zawodników.
W końcu Jarek Krzywański, lekarz kadry, dał mi swoje okulary. Założyłam je i różnica okazała się kolosalna. Powiedziałam: „Wow, jakbym przetarła szybkę w aparacie, ale ostrość!”. Wtedy zdałam sobie sprawę, że ja też tak kiedyś widziałam.© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.