Jacek Wójcicki był kiedyś wielką gwiazdą. Przez wiele lat współpracował z Piwnicą pod Baranami, grał w filmach i serialach, wygrywał przeglądy i festiwale piosenki, występował w legendarnym „Kabareciku” Olgi Lipińskiej i jako Pan Tenorek rozśmieszał widzów telewizyjnego „Budzika”. Kilka lat temu usunął się w cień i, choć ciągle jest czynnym zawodowo artystą, trzyma się z daleka od celebryckich ścianek.
Założyciel Piwnicy pod Baranami mówił o Jacku Wójcickim, że jest "wielkim artystą nikczemnej postury". To właśnie Piotr Skrzynecki uparł się, by przyjąć go do swojego zespołu...
"Byłem wtedy studentem szkoły teatralnej, gdy na 25-lecie Piwnicy tam zaśpiewałem. Zrobiłem zamieszanie wśród artystów. Jednych zachwyciłem, drudzy mówili, że nie jestem z tej bajki. Ale zostałem" - wspominał aktor i wokalista w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim".
Jacek Wójcicki zadebiutował na scenie na długo przed tym, jak dostał się do krakowskiej PWST. Dość wcześnie zagrał małą rolę w "Dziadach", które w Starym Teatrze reżyserował Konrad Swinarski. Już wtedy wiedział, że zostanie aktorem, ale nie przypuszczał, że zrobi karierę przede wszystkim jako wokalista, bo nie znosił śpiewać... na zawołanie.
"Strasznie nie lubiłem, jak kazano mi śpiewać, ale byłem posłuszny, więc śpiewałem" - wyznał na łamach "Retro".
Matka zapisała kilkuletniego Jacka do chóru Filharmonii Krakowskiej, z którym objechał dosłownie cały świat. Gdy jednak przyszło do wyboru zawodu, zdecydował się na aktorstwo. Po studiach przez cztery sezony grał w przedstawieniach Teatru im. Juliusza Słowackiego, zanim w końcu trafił do Piwnicy pod Baranami.
"Przeżyłem szok, bo wszystkie wpojone mi w szkole prawidła - punktualność, sumienność czy dyscyplina - tu były kompletnie lekceważone. Panował nieład, atmosfera zabawy" - opowiadał w cytowanym już wywiadzie.
Popularność przyniosła Jackowi rola w serialu "Urwisy z Doliny Młynów", ale - jak sam mówi - najwięcej zawdzięcza Piotrowi Skrzyneckiemu, który jako pierwszy poznał się na jego talencie i zaprosił do Piwnicy pod Baranami.
Pewnego wieczoru Piwnicę odwiedził kręcący wtedy w Krakowie "Listę Schindlera" Steven Spielberg.
"Zagraliśmy wtedy specjalnie dla niego i jego ekipy. Po spektaklu podszedłem do Spielberga po autograf dla mojej siostrzenicy, a dostałem dedykację dla siebie. Napisał mi 'Jack, you are great'. Po kilku dniach zatelefonowano do mnie z produkcji filmu i zaproszono na plan zdjęciowy. W 'Liście Schindlera' wcieliłem się w Henry'ego Rosnera" - wspominał w rozmowie z "Retro".
Niestety, polscy reżyserzy i producenci filmowi nie mieli na Jacka Wójcickiego pomysłu. Tak naprawdę "Lista Schindlera" była ostatnim filmem kinowym, w którym zagrał. Pokochała go za to... telewizja. Aktor przez pół dekady występował w telewizyjnych programach kabaretowych Olgi Lipińskiej, a przez 11 lat był Panem Tenorkiem w programie "Budzik". Mało kto pamięta, że Jacek był też jedną z gwiazd polsatowskiego show "Just the Two of Us. Tylko nas dwoje", w którym uczył śpiewać... Ewę Wachowicz.
Choć Jacek Wójcicki od paru lat właściwie nie pojawia się na ekranach, wciąż jest artystą, który cieszy się ogromnym szacunkiem i wielką sympatią publiczności. Regularnie występuje na estradzie, jeździ po Polsce z własnymi programami "Od La Scali do Piwnicy pod Baranami" i "Piosenki to...", razem z Beatą Rybotycką prezentuje "Krakowskie klimaty", a już wkrótce zaśpiewa w stołecznym teatrze Scena Relax u boku m.in. Grażyny Brodzińskiej i Kacpra Kuszewskiego w widowisku "Perły muzyki rozrywkowej".
O życiu prywatnym Jacka Wójcickiego wiadomo niewiele, bo artysta pilnie go strzeże. Wiadomo, że jest wielkim fanem zespołu ABBA i Jana Kiepury, którego uważa za mistrza operetki i którego piosenkę "Brunetki, blondynki" wykonuje niemal na każdym koncercie.
Pytany, jaki jest, gdy schodzi ze sceny, Jacek twierdzi, że niczym nie różni się od "normalnych" mężczyzn w jego wieku.
"Długo byłem takim chłopcem, co to mnie wszystkie mamy i babcie kochały. Taki Jacuś, który bał się powiedzieć komuś złe słowo albo odpowiedzieć złym na złe. Nauczyłem się być czasami niegrzeczny i niemiły. Wtedy trudniej wejść mi na głowę. Rzadko to się na szczęście zdarza" - wyznał dziennikarce "Gazety Współczesnej".
"Jestem pamiętliwy (...). Jednak jeśli ktoś wobec mnie postąpił nieuczciwie i źle, to już mu nie zaufam" - dodał.
Źródła:
1. Wywiady z J. Wójcickim: "Retro" (grudzień 2023), "Dziennik Bałtycki" (marzec 2006), "Gazeta Współczesna" (sierpień 2008)
Zobacz też:
Doniesienia prosto z rozprawy rozwodowej Mroczka i Muranowicz. "Podszedł do niej"
Ewa Wachowicz chwali się okazałym gospodarstwem. Jej kury mają imiona