Trzeba to zbadać – powiedziała lekarka, przyglądając się temu, co mi wyrosło na twarzy. Jej zdaniem: rak. Ale dopóki nie zrobią badania histopatologicznego, nie mogę zacząć leczenia – mówi Małgorzata. Jest dziennikarką. Próbowała zmianę zasłaniać grzywką i jakoś pracować, czekając na to, czy podejrzenie lekarki się potwierdzi. Najpierw trzy tygodnie na pobranie tkanek. – Przy pobraniu musieli ciąć głęboko, rana później się paprała, nie chciała goić. Ale najgorsze było czekanie na wynik. Przyszedł po trzech tygodniach, czytam: torbiel – opowiada Małgorzata.
– Zadzwoniłam do lekarki, która twierdziła, że mam raka, mówię, że nie mam, nie wykryli. A ona: niemożliwe, przecież gołym okiem widać, że to rak. Poszłam do innego lekarza, obejrzał, powiedział: rak. Trzeci to samo. Kazali mi jeszcze raz zapisać się w kolejkę do pobrania wycinka. Powiedzieli: znów się pobierze, znów wyśle do przebadania, zobaczymy, co wyjdzie – wspomina Małgorzata. Wkurzyło ją, że czas leci, a ona nie wie: rak, nie rak? Nie może zacząć leczenia, tylko znów: narkoza, cięcie na twarzy, ból, jątrząca się rana i nerwowe czekanie na wynik.