– Nazywała to hasaniem. To było nasze hasło. "Hasamy?" I wtedy wiedziałem, że M. ma ochotę na seks w miejscach publicznych – uśmiecha się Marcin, 40-letni kierownik spedycji w firmie transportowej. Wspomina, jak M. (jego ekspartnerka) zainicjowała ich pierwsze zbliżenie w parku.
– Biały dzień, na dodatek niedziela, dosłownie kilka drzewek i krzaków wokół, siedzimy na kocu. Trwa piknik, pełen chill. A tu nagle ona… Tak, kręciła mnie ta cała sytuacja. Ale moją partnerkę chyba najbardziej podniecałem nie ja, tylko seks w miejscu, w którym istniało ryzyko, a czasem pewność, że ktoś nas nakryje. To były szalone trzy lata: podróżowaliśmy sporo po Europie tanimi lotami, uprawialiśmy seks, gdzie popadnie. Park, plaża, toaleta w klubie, a nawet w muzeum! To było w Rimini, ale szczegółów nie podam – zastrzega Marcin. W jego głosie słychać nutkę ekscytacji i nostalgii, gdy podsumowuje poprzedni związek: – Przez trzy lata uprawiałem seks w kilkudziesięciu miejscach publicznych i nie żałuję!