Michał doskonale pamięta, kiedy po raz pierwszy usłyszał o viagrze. To było w 2010 r., miał wtedy 27 lat. – Obejrzałem hollywoodzki film "Miłość i inne używki" o gościu, który zatrudnia się w firmie farmaceutycznej akurat wtedy, gdy wypuszcza ona na rynek viagrę. Postanowił jej spróbować, wziął tabletkę i poszedł na imprezę. Miał priapizm, czyli wielogodzinny wzwód. A ja pomyślałem wtedy: jesteśmy zbawieni – opowiada.
Pamięta też, że w tamtym czasie używanie niebieskiej tabletki wiązało się ze wstydem. – Oznaczało, że jesteś nieudacznikiem – tłumaczy. Nigdy viagry nie brał, ale zawsze miał na to ochotę. Namawiał nawet byłą dziewczynę, by spróbowali seksu po tabletce, ale uznała, że to głupi pomysł. Powiedziała: "Poczekaj, aż się zestarzejemy".
Michał przyrzekł sobie, że jak tylko zacznie w tej kwestii niedomagać, natychmiast weźmie viagrę. Będzie ją żarł bez przerwy i nie będzie się tego wstydził.