Rosyjski krążownik atomowy Admirał Nachimow po raz pierwszy od lat 90. wyszedł na morze. Okręt przeszedł wyjątkowo długą i gruntowną modernizację, a właściwie odbudowę. Teraz odbywa bardzo ostrożne, statyczne próby.

Okręt wyszedł ze stoczni w Siewierodwińsku w minionym tygodniu. Zapowiedziano wówczas jego próby na Morzu Białym. Dzięki zdjęciom satelitarnym wiadomo, że okręt odpłynął na około 40 kilometrów, poza zasięg widoczności z brzegu i przynajmniej od minionego piątku nie zmienia swojego położenia. Być może stoi na kotwicy.
Kariera uboga w wydarzenia
Można się spodziewać, że Rosjanie będą sprawdzać okręt bardzo ostrożnie. Od końca lat 90. przebywał w procie lub stoczni, nie wychodząc w morze o własnych siłach. Przeszedł bardzo długą i skomplikowaną przebudowę oraz modernizację, jakiej jeszcze rosyjskim stoczniom nie udało się zakończyć z powodzeniem. Prawdopodobnie na razie sprawdzają ogólnie działanie podstawowych mechanizmów okrętu, zwłaszcza reaktorów jądrowych i reszty układu napędowego. Według agencji TASS całość testów i prób stoczniowych, czyli prowadzonych jeszcze przed oficjalnym oddaniem okrętu w ręce floty, ma potrwać "kilka miesięcy". W ich ramach jednostka ma też wyjść na otwarte wody Morza Barentsa, w przeciwieństwie do spokojnego, osłoniętego Morza Białego.
Finał prac stoczniowych na krążowniku to spore osiągnięcie, choć niespecjalnie fetowane z racji tego, ile zajęły. Okręt wybudowano w ZSRR w latach 80. jako Michaił Kalinin, trzeci z czterech atomowych krążowników typu Kirow (w oznaczeniu NATO) lub projektu 1144 Orłan (według ZSRR). To największe zbudowane po II wojnie światowej okręty niebędące lotniskowcami. Początkowo miały być znacznie mniejsze i być przeznaczone głównie do zwalczania okrętów podwodnych. Dodano im jednak też zadanie zwalczania okrętów nawodnych i bardzo silny zestaw uzbrojenia przeciwlotniczego. Skończyło się to okrętami wypierającymi prawie 30 tysięcy ton w pełnej gotowości do walki. Standardowe współczesne okręty nawodne są o 2-3 razy mniejsze.
Znaczne rozmiary i skomplikowany układ napędowy przekładały się oczywiście na znaczne koszty budowy jak i obsługi. Czwarty okręt, Piotr Wielki, z dużym wysiłkiem ukończono już po rozpadzie ZSRR. Budowę piątego okrętu przerwano jeszcze w 1990 roku. Dwa pierwsze ukończone, Sergiej Kirow i Michaił Frunze (przemianowane na Fiodor Uszakow i Michaił Lazarew) szybko zostały wycofane ze służby. Pierwszy jeszcze w 1991 roku, drugi kilka lat później. Admirał Nachimow ostatni raz był w morzu w 1998 lub 1999 roku. Potem też został odstawiony. Przeżywającą zapaść gospodarczą Rosję nie było stać na eksploatacji takich okrętów. W służbie uchował się tylko najnowszy i będący w najlepszym stanie Piotr Wielki.
Odbudowa po długim postoju
Dopiero po pewniejszym stanięciu kraju na nogi w pierwszej dekadzie XXI wieku zaczęto przyglądać się ponownie krążownikom. Szybko stwierdzono, że Uszakow i Lazarew do niczego się nie nadają ze względu na ponad dekadę bez odpowiedniej konserwacji oraz skalę koniecznych napraw. Oba poszły na złom, choć uprzednio było w tej sprawie sporo sprzecznych komunikatów. Nachimow jako będący w najlepszym stanie wybrano do reaktywacji. Już w 2006 roku pojawiły się pierwsze komunikaty na ten temat i padła nawet data powrotu do służby w 2012 roku. Pierwsze konkretne pieniądze na ten cel pojawiły się jednak dopiero w latach 2010-11. W 2013 roku zaczęto poważniejsze prace i w 2014 roku okręt trafił do suchego doku w stoczni Siewmasz w Siewierodwińsku nad Morzem Białym.
Po ponad dekadzie w rezerwie jednostka była w opłakanym stanie i było ewidentne, że skala koniecznych prac będzie ogromna. Do tego zadeklarowano praktycznie całkowite wymienienie systemów uzbrojenia i elektroniki. Oznaczało to nie tyle remont, ale odbudowę okrętu. Podawane daty zakończenia prac regularnie się oddalały gdzieś w lata 20. Podobnie zmieniały się szacowane koszty prac. Początkowo mówiono o mniej niż 100 miliardach rubli. W 2023 roku padła w TASS informacja o ich więcej niż podwojeniu do "ponad 200 miliardów rubli" (ponad 9 miliardów złotych). Okręt ponownie unosił się na wodzie od 2020 roku i od tego czasu najpierw podawano rok 2023 jako ten, kiedy zakończą się prace. Jak widać, zeszły jeszcze dwa dodatkowe lata. Oznacza to ponad dekadę konkretnych prac i 26 lat od wycofania ze służby.
W wyniku modernizacji okręt będzie miał znacząco większą siłę ognia. Zamiast 20 wyrzutni ciężkich rakiet przeciwokrętowych P-700, w to samo miejsce zmieszczono 80 pionowych uniwersalnych wyrzutni dla różnych rakiet do atakowania celów morskich i lądowych. Nie zapowiadano jednak gruntownej wymiany głównego systemu przeciwlotniczego Fort, czyli morskiej wersji szerzej znanych lądowych S-300. Jedynie jego modernizację, co oznacza pozostawienie 12 wyrzutni, każda z 8 rakietami w zapasie. Do tego kilkadziesiąt pionowych wyrzutni dla rakiet przeciwlotniczych krótkiego zasięgu i pomniejsze działa oraz działka. W porównaniu do okrętów innych państw nie jest to imponujący wynik, biorąc pod uwagę rozmiary krążownika. Trzy razy mniejsze amerykańskie niszczyciele typu Arleigh Burke mają po 96 uniwersalnych pionowych wyrzutni.
Białe słonie floty Rosji
W ogólnym rozrachunku wprowadzenie krążownika do służby nie będzie oznaczało jakiegoś znaczącego zwiększenia potencjału rosyjskiej floty. W praktyce Admirał Nachimow zastąpi bowiem Piotra Wielkiego, który od 2022 roku nie wychodzi w morze ze względu na zużycie i konieczność przeprowadzenia na nim prac stoczniowych. Deklarowano, że kiedy skończą się prace na jednym krążowniku, to drugi wejdzie w jego miejsce do stoczni i przejdzie podobną modernizację. Nie ma jednak pewności, czy w realiach wojny z Ukrainą i skupieniu wysiłku na wojskach lądowych, flota dostanie pieniądze na taki projekt.
Brak pieniędzy, przeciągające się prace i niezdolność rosyjskiego przemysłu stoczniowego do sprawnego przeprowadzania projektów w takiej skali, doprowadziły już do śmierci innego krążownika. Admirał Kuzniecow nazywany na zachodzie lotniskowcem, ale w Rosji ciężkim krążownikiem lotniczym, był modernizowany w Murmańsku od 2018 roku. Projekt przerósł jednak tamtejszą stocznię i po serii afer, wypadków, pożarów i zatonięciu doku, w lipcu tego roku ogłoszono zarzucenie prac. Postanowiono nie topić więcej pieniędzy w okręcie, który i tak miał bardzo ograniczone możliwości jako lotniskowiec z uwagi na swój pierwotny radziecki projekt. Nie ma pewnych informacji co do zmarnowanych pieniędzy, ale pierwotny kontrakt mówił o 86 miliardach rubli. Można przypuszczać, że kwota ta została znacząco przekroczona, zanim postanowiono zawiesić prace.
Dla odmiany z Admirałem Nachimowem najwyraźniej się uda. Na pewno będzie to na długi czas najsilniejszy okręt nawodny rosyjskiej floty i największy na świecie okręt bojowy nie licząc lotniskowców. Za takimi określeniami idą jednak adekwatne koszty. Zwłaszcza za sprawą siłowni jądrowej i załogi liczącej ponad 700 osób (na standardowej rosyjskiej fregacie to około 200 ludzi). Krążownik będzie więc znaczącym obciążeniem dla budżetu floty, choć jednocześnie nie będzie jej zapewniał żadnych wyjątkowych możliwości, których by nie zapewniły na przykład 3 fregaty typu Admirał Gorszkow.