- Holandia zmaga się z problemem nadmiaru znaków drogowych. Doskonale znamy to z naszych polskich dróg
- Eksperci szacują, że jedna piąta znaków przy drogach nie jest potrzebna i wprowadza tylko chaos
- Lokalne władze już rozpoczęły usuwanie zbędnych znaków, ale mieszkańcy... ciągle chcą nowych
Holandia tonie w znakach drogowych. Jak czytamy w dzienniku dziennik "Trouw", ich liczba przekroczyła już trzy miliony, co daje średnio jeden znak na pięciu mieszkańców. Problem w tym, że aż 20 proc. z nich, czyli około 600 tys., uznaje się za całkowicie zbędne. Eksperci alarmują, że nadmiar oznakowania nie tylko nie pomaga kierowcom, ale wręcz zwiększa ryzyko wypadków.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoNie widzą dróg przez znaki. Holandia ma duży problem
Holandia często jest podawana jako przykład państwa ze świetnie zorganizowanym ruchem drogowym. Teraz jednak ten kraj stał się nagle antyprzykładem. I tak, chodzi tu o bezpieczeństwo na drogach. W czym problem? Miejscowi kierowcy narzekają, że ich kraj przypomina "dżunglę", w której trzeba się przedzierać przez drogi usłane znakami. Efekt? Zamiast skupić się na jeździe, kierowcy muszą analizować dziesiątki tablic, co prowadzi do chaosu i dekoncentracji.
Lokalne władze zauważyły już ten problem i podejmują działania, aby ograniczyć gęstość oznakowania. Miasta takie jak Vlaardingen i Alphen aan den Rijn niedawno usunęły po około 1500 znaków, w tym takie, które stały przy drogach od lat 60. i ze względu na zmiany już dawno straciły swoją ważność. Samorządy przekonują, że mniej oznakowania to nie tylko czystsza wizualnie okolica, ale też... większe bezpieczeństwo na drogach. Redukcja znaków ma też przyczyniać się do efektywniejszej pracy systemów wspomagania kierowcy, które są dziś obowiązkowe w nowych samochodach.
System rozpoznawania znaków drogowychAuto Świat
Zobacz: Tak wygląda kradzież samochodu metodą "na Nokię 3310". Zajmuje 30 sekund [WIDEO]
Samorządy usuwają, drogowcy stawiają nowe. Liczba znaków wzrasta
Pomimo wysiłków podejmowanych przez lokalne władze, problem niestety nie znika. Wręcz przeciwnie – na drogach pojawiają się kolejne znaki. Od tablic informujących o strefach ekologicznych po ostrzeżenia przed wilkami czy gęsiami. Co ciekawe, często to sami mieszkańcy domagają się dodatkowych oznakowań, takich jak "Uwaga, dzieci", nawet w miejscach, które są już odpowiednio oznaczone jako strefy zamieszkania.
To problem nie tylko dla kierowców, ale też władz. Powód? Utrzymanie każdego znaku kosztuje około 15 euro rocznie. Wyspecjalizowane firmy recyklingowe oferują odkupienie zużytych tablic za połowę tej kwoty, czyli 7,5 euro, a potem przygotowanie ich do ponownego użycia.
Znak drogowy "Uwaga, dzieci"Norbert Litwiński / Onet
Sprawdź: Na "motoryzacyjnym Temu" kupisz auto taniej niż u dealera. Musisz lubić ryzyko
Holenderscy kierowcy mierzą się z tym, z czym polscy szoferzy
Eksperci obawiają się, że unormowanie tej sytuacji będzie długotrwałym procesem, do tego wymagającym zaangażowania nie tylko władz, ale też zmiany podejścia społeczeństwa – niektórzy mieszkańcy Holandii nie zdają sobie sprawy ze skutków chaosu wywołanego nadmiernym zagęszczeniem oznakowania drogowego.
Czy Holandia znajdzie sposób na posprzątanie tego bałaganu? Jeśli tak, to chętnie odkupimy od niej patenty – u nas też systemy autonomicznej jazdy walczą o przetrwanie niemal na każdym kilometrze trasy. Polska wcale nie błyszczy na tym polu.