Seriale rozprawiają się z historią powojennych Niemiec. "Jesteśmy sami, cały świat nas nienawidzi" [RECENZJA]

4 dni temu 9
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Gdyby szukać wspólnego hasła dla seriali "Pokonani" oraz "W niemieckim domu", byłoby nim "odgruzowywanie". W pierwszym przypadku: miasta. W przypadku drugim: pamięci.

Postawmy sprawę jasno: wysłany do powojennego Berlina przez szefów nowojorskiej policji Max McLaughlin (Taylor Kitsch) nie ma łatwego zadania. Zbudować właściwie od podstaw (mając do dyspozycji bank przerobiony na komisariat oraz nogi od stołu zamiast rewolwerów) profesjonalną jednostkę policji, gdy nie dysponuje się kadrami, to jeden problem. Ale znaleźć wśród tego podzielonego na cztery sektory (amerykański, brytyjski, francuski oraz radziecki) morza gruzów zaginionego brata Moritza to problem drugi – być może poważniejszy. Zwłaszcza że mający problemy psychiczne brat był jednym z pierwszych alianckich żołnierzy, którzy wkroczyli do obozu w Dachau, a potem samodzielnie oddalił się z jednostki.

Imiona serialowych braci są zresztą w "Pokonanych" nieprzypadkowe. "Max i Moritz" i ich siedem psot to kanwa wydanej jeszcze w 1865 r. mrocznej, rymowanej opowiastki autorstwa Wilhelma Buscha. Choć książeczka dziś uznawana jest za kanoniczną, blisko jej do subtelności nieocenzurowanych bajek braci Grimm. Dla przykładu jedną z psot, których dopuścili się bracia, było nabicie fajki nauczyciela prochem. Jak to się dla biedaczka skończyło, łatwo się domyślić. Bracia zresztą sami kończą w opowiastce marnie. Schwytani przez młynarza do worka na zboże, trafiają do młyna i zostają zmieleni w żarnach.

Przeczytaj źródło