Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Ma to być pakiet ceł wtórnych na kraje handlujące z Rosją, uderzający pośrednio w moskiewską machinę wojenną. I choć sceptycy uznają to za kolejną polityczną szarżę w stylu Trumpa, to zmiana tonu wobec Rosji jest wyraźna. Czy więc to tylko retoryczna wolta, czy faktyczny zwrot w polityce USA, który może mieć realne konsekwencje gospodarcze dla Moskwy?
Sankcje wtórne mają na celu zmuszenie państw handlujących z Rosją do ograniczenia lub zaprzestania współpracy gospodarczej z Moskwą (te kraje to m.in. Chiny, Indie, Turcja czy Węgry – red.). Kraje te mogą stanąć przed wyborem między utratą dostępu do rynku amerykańskiego lub europejskiego a kontynuowaniem handlu z Federacją Rosyjską. Dla wielu wybór może być jednoznaczny i niekorzystny dla Rosji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także:
Zanim zaufasz ChatGPT, zobacz jak działa polski Bielik - Sebastian Kondracki w Biznes Klasie
Oto co jest dziś problemem Putina
Trump od początku swojej drugiej kadencji próbował dogadywać się z Putinem – obiecywał szybki pokój, mówił o "męskich rozmowach", roztaczał wizję nowego ładu, którego będzie akuszerem. Problem w tym, że Putin grał swoją grę. Trump czuje się oszukany, bo – jak sam mówi – "rozmowy z Putinem zawsze są miłe, a potem następuje bombardowanie".
Kulminacją była rozmowa z 3 lipca 2025 r., podczas której rosyjski prezydent zapowiedział kontynuację ofensywy w Ukrainie. To przelało czarę goryczy – i wywołało zmianę strategii. Sankcje mają objąć nie tylko Rosję, ale też kraje, które nadal kupują rosyjską ropę, gaz czy uran. To cios wymierzony pośrednio w Chiny, Indie i inne gospodarki, które stanowią dziś dla Rosji gospodarczą kroplówkę.
Ale czy to wszystko zadziała? W 2025 roku rosyjska gospodarka funkcjonuje mimo sankcji na poziomie niemal 1,5 proc. wzrostu PKB (według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego). Inflacja, choć wysoka (9,4 proc.), stopniowo się obniża. Stopy procentowe spadły z rekordowych 21 proc. do 20 proc., a rubel jest słaby, ale stabilny.
Problemem Putina nie jest dziś zapaść gospodarcza, tylko strukturalna stagnacja – ograniczony dostęp do technologii, drenaż kapitału ludzkiego i rosnący ciężar państwowych wydatków.
Nowe podejście do Rosji i Europy
Nowe sankcje mogą pogłębić te problemy, szczególnie jeśli uderzą w system finansowy i eksport surowców. Ale nie należy oczekiwać spektakularnego załamania – raczej coraz większego osłabienia gospodarki, które doprowadzi Rosję do pozycji państwa wykluczonego technologicznie i zależnego od Chin. Największym gospodarczym i politycznym problemem jest jednak to, że Rosja oddała już ponad 250 tys. ludzi w ofierze boga wojny, a łącznie z rannymi – prawie milion.
Prawdziwą rewolucją jest jednak to, że to nie Amerykanie zapłacą za nową pomoc wojskową dla Ukrainy. Trump zamierza zrobić z Europy płatnika, a z USA – dostawcę. To strategia, która pasuje do jego stylu rządzenia – "Przede wszystkim Ameryka" ("America First"). Dla Ukrainy to dobra wiadomość: wracają dostawy sprzętu, w tym baterii Patriot. Przede wszystkim do ochrony ludności cywilnej, która ostatnio zaczęła padać ofiarami rosyjskich dronów atakujących Kijów.
Częścią nowej strategii wobec Rosji będzie też pochylenie się nad wykorzystaniem zamrożonych na Zachodzie funduszy rosyjskiego banku centralnego. Mowa o przeszło 200 mld dol., choć większość tych środków jest kontrolowana przez kraje Europy Zachodniej, a nie przez USA.
Historia zatoczyła koło
Trump nie jest pierwszym prezydentem USA, który daje się złapać na obietnice składane przez Władimira Putina – i zapewne nie będzie ostatnim, który gorzko tego żałuje. Od ponad ćwierć wieku, odkąd były pułkownik KGB objął władzę na Kremlu, niemal każdy amerykański przywódca próbował z nim "budować relacje", "resetować stosunki" lub "dogadywać się po męsku".
Wszyscy kończyli tak samo: z ręką w kieszeni, poczuciem upokorzenia i narastającym gniewem. Trump nie jest wyjątkiem, ale wpisuje się w ten przewidywalny scenariusz z godną siebie teatralnością – od flirtu z Putinem do oskarżenia go o szaleństwo i zdradę.
George W. Bush "spojrzał mu w oczy i zobaczył duszę". Barack Obama chciał z Putinem "zresetować relacje". Joe Biden nazwał go "mordercą" i próbował marginalizować. Trump na tle tej trójki wyglądał jak najbardziej ufny – długo powstrzymywał się od krytyki, licząc na osobistą chemię, wspólne interesy, być może wspólnych wrogów. Ale nawet on, otoczony doradcami, którzy długo przymykali oko na działania Rosji, musiał w końcu dojść do wniosku, że stary kagiebista po prostu kłamie – z kamienną twarzą, z uśmiechem i w złotym fotelu.
Dziś Donald Trump, który jeszcze kilka miesięcy temu mówił, że "wystarczy jeden telefon, by zakończyć wojnę w Ukrainie", sam ogłasza, że Putin go zawiódł i że trzeba działać twardo. To znamienne: najpotężniejsze państwo świata po raz kolejny przestaje wierzyć, że z Kremlem można się porozumieć. Historia zatoczyła koło.
Putin to mistrz przeciągania liny. Z każdym prezydentem USA potrafił grać na zwłokę, testować granice, wywoływać kryzysy – i w większości przypadków uchodziło mu to na sucho.
Ale świat się zmienił. Rosja jest dziś gospodarczo uzależniona od kilku państw, osamotniona technologicznie i uwięziona w pułapce imperialnych złudzeń. Jeśli Trump, w typowym dla siebie stylu, postanowi zerwać z iluzjami poprzedników i rzeczywiście przekształci frustrację w działanie, to być może z Moskwą nie będzie się już rozmawiać – tylko ją systematycznie izolować. Tak długo, aż sama zacznie szukać wyjścia.
dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, adiunkt w Katedrze Ekonomii Politycznej WNE UW