"Wojna hybrydowa" Bąkiewicza. Sprawdziliśmy, jak wygląda w Zgorzelcu. "Wariactwo"

1 dzień temu 8
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Kazimiera: - Nie czuję żadnego zagrożenia w Zgorzelcu. 

Marek: - Grzeczni są, pracują. 

Obrońca granicy: - To dzięki nam te kontrole. 

Michał: - Nie może być tak, że nie wiadomo, kto przechodzi przez granicę.

Burmistrz Zgorzelca: - Migranci nikomu nie zrobili niczego złego.

Robert Bąkiewicz: - Trwa wojna hybrydowa z Niemcami.

Co słychać w Zgorzelcu

Michała zaczepiam przy zakorkowanej ulicy Armii Krajowej. Jest poniedziałek, pierwszy dzień tymczasowo wznowionych kontroli na granicy z Niemcami. Pytam, jak to jest z tymi migrantami w blisko 30-tysięcznym Zgorzelcu. Chwilę się zastanawia. - Z Görlitz to bez porównania. Kiedyś tam na banhofie zaczepiła mnie większa grupa, to się przestraszyłem, ale na szczęście chcieli tylko o coś zapytać. U nas jest spokojnie - opowiada. Miasto żyje normalnie. Nie widać już obrońców granicy w zielonych kamizelkach, którzy w ostatnich dniach pilnowali, żeby Niemcy nie podrzucali Polsce migrantów. Chociaż tutaj często się słyszy, że w tym pilnowaniu bardziej chodziło o politykę i robienie cyrku pod media. Obrońcy zaś utrzymują, że decyzja rządu o kontrolach granicznych to ich osiągnięcie. 

Pytam Michała, czy boi się masowej migracji w Zgorzelcu. Odpowiada, że raz grał w kosza z kimś o ciemnym kolorze skóry. I tyle. - Normalny chłopak, a jak ktoś jest normalny, to kolor skóry nie ma dla mnie znaczenia. Ale nie może być też tak, że nie wiadomo, kto przekracza granicę - mówi. 

Zgorzelec, 6 lipca, dzień przed wprowadzeniem kontroli na granicy z Niemcami

Zgorzelec, 6 lipca, dzień przed wprowadzeniem kontroli na granicy z NiemcamiFot. Krzysztof Zatycki / Agencja Wyborcza.pl /

Kazimiera: Te patrole to wariactwo

- Mieszkam w centrum miasta, tutaj, w tym pierwszym bloku, i nie czuję żadnego zagrożenia. Często nie mogę spać w nocy i słyszę hałas, ale to nasza młodzież szaleje na tarasie - opowiada Kazimiera. Dopytuję o migrantów. Siedzący na ławce obok Kazimiery Marek twierdzi, że widuje w mieście obcokrajowców, chyba Filipińczyków. 

Marek: - Mnie to w ogóle nie przeszkadza, grzeczni są, pracują

Kazimiera: - Czytałam w gazecie, że zwożą migrantów w nocy albo bladym świtem. Moim zdaniem ta migracja musi być po prostu przemyślana. Niemcy po wojnie zaczęli przyjmować Turków i oni się integrowali z resztą społeczeństwa. A do nas się teraz ściąga ludzi ze wszystkich kierunków. Oni w większości się nie przystosują.

Marek: - W tych blokach na Konarskiego mieszka taki jeden koleś i ostatnio opowiadał, że co jakiś czas podjeżdżają trzy-cztery busy, polska i niemiecka policja. Arabów tam zostawiają. I odjeżdżają.

Kazimiera: - Te patrole na granicy to wariactwo. Od takich rzeczy jest straż graniczna, policja, a nie jakieś samozwańcze grupy. To jest nam niepotrzebne, tylko zaogniają sytuację.
Dopytuję Marka konkretnie o to miejsce, gdzie Niemcy mają zostawiać tych "Arabów". Tłumaczy, że trzeba wyjść z parku i przejść się koło placu zabaw. Tam, gdzie są dwa wysokie bloki.

Robert Bąkiewicz: Postępują w ten sam sposób, co Białoruś na wschodniej granicy

We wskazanym miejscu wypytuję mieszkańców, czy widzieli, żeby niemieckie radiowozy wysadzały w okolicy jakichś ludzi, ale większość mówi, że nie. Tylko jeden starszy mężczyzna zarzeka się, że widział któregoś dnia, jak o 11 w nocy "dwa busy polizei przyjechały". - Wysadzili, 16 ich było, i pojechali - opowiada. 

- Wozili, ale już nie wożą - dodaje jego kolega. I chwali Ruch Obrony Granic, bo, jak twierdzi, bez tych patroli nikt by nawet nie wiedział o podrzucanych migrantach. 

Ruch Obrony Granic założył Robert Bąkiewicz, narodowiec powiązany z Prawem i Sprawiedliwością. Przez wiele lat Bąkiewicz kierował Stowarzyszeniem Marsz Niepodległości, ale w lutym 2023 roku zarząd go wyrzucił. Władzę w organizacji przejęli członkowie należącego do Konfederacji Ruchu Narodowego. Później Bąkiewicz kandydował z list PiS w wyborach do Sejmu. Politycy Prawa i Sprawiedliwości bardzo intensywnie zresztą wspierają Bąkiewicza w jego nadgranicznych akcjach. Za tę działalność działaczowi dziękował między innymi Janusz Kowalski. Bąkiewiczowski ROG doczekał się nawet swojego zespołu parlamentarnego. W środę odbyło się jego pierwsze posiedzenie, z udziałem między innymi szefa klubu PiS Mariusza Błaszczaka. 

W nocy z niedzieli na poniedziałek, gdy przywracano kontrole na granicach, Bąkiewicz pojawił się na konferencji prasowej szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka. W swoim wystąpieniu przed dziennikarzami mówił, że dzięki działalności jego ruchu rząd zdecydował się na kontrole graniczne. Zapowiedział też, że ROG nadal będzie obserwował sytuację na granicy.  - [...] Przyjdzie czas, kiedy naprawdę będzie trzeba się zmierzyć z trudnościami przed którymi stoi Straż Graniczna. Ona nie była przygotowywana do tego, żeby bronić polskiej granicy przed Niemcami, przed wojną hybrydową z Niemcami. Oni postępują w dokładnie ten sam sposób, jak Białoruś na wschodniej granicy - mówił. Dodawał, że skala może jest inna, ale skutki "takie same". 

Burmistrz o podrzucaniu migrantów: Takie sytuacje miały miejsce

Ale w przygranicznym mieście działalność ROG jest różnie oceniana. - Do mnie docierały głosy mieszkańców, którzy się bardziej bali ludzi z Ruchu Obrony Granic niż imigrantów - przyznaje burmistrz Zgorzelca Rafał Gronicz. O samych obcokrajowcach mówi krótko: - U nas mieszkają i pracują osoby z różnych stron świata, ale niczego złego nikomu nie robią.

Zgorzelec, 29 czerwca. Protest 'Stop nielegalnej imigracji'

Zgorzelec, 29 czerwca. Protest 'Stop nielegalnej imigracji'Fot. Krzysztof Zatycki / Agencja Wyborcza.pl /

Samorządowca pytam, czy rzeczywiście Niemcy zwozili cudzoziemców do Zgorzelca. - Od wiarygodnych źródeł słyszałem, że takie sytuacje miały miejsce. Żeby nam zwrócić migrantów, którzy przebywają w Niemczech nielegalnie, trzeba udowodnić, że oni przybyli z Polski. Czasami to jest trudne i wymaga dużo pracy, więc bywa, że nasi sąsiedzi idą na skróty. Znam dwie relacje mówiące o tym, że przyjechał samochód, z niego wysadzono ludzi i odjechano - przyznaje. - Dziwię się temu, bo takie działanie świadczy o braku wyobraźni naszych niemieckich partnerów. Ci ludzie, żeby przedostać się przez granicę, wcześniej często musieli pokonać dwa tysiące kilometrów lub więcej, a więc wywiezienie ich teraz na odległość 200 metrów od granicy w nadziei, że oni zostaną w Polsce, jest wielką naiwnością - komentuje. Dodaje, że podrzuceni migranci prędzej wrócą do Niemiec, choćby przekraczając Nysę Łużycką w płytkim miejscu, niż zostaną w Polsce. 

Zobacz wideo Sztab kryzysowy z powodu ulew nad Polską! Donald Tusk przestrzega

Ilu przyjęliśmy migrantów z Niemiec? 

Porucznik SG Paweł Biskupik, rzecznik prasowy Komendanta Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej, informuje mnie w mailu, że od stycznia do 7 lipca w ramach readmisji z Niemiec funkcjonariusze Nadodrzańskiego OSG przyjęli 51 cudzoziemców, w tym 29 w Placówce SG w Zgorzelcu. "Po informacji od strony niemieckiej o wydanych odmowach wjazdu, na podstawie art. 289 Ustawy o Cudzoziemcach przeprowadzono kontrole legalności pobytu cudzoziemców, w wyniku których zatrzymano około 1000 cudzoziemców (cały NoOSG), w tym 242 osoby w Placówce SG w Zgorzelcu" - informuje por. Biskupik. 

Masowej migracji nie ma, jest za to paraliż miasta

Na ławce pod wysokimi blokami przy ulicy Stanisława Konarskiego ożywia się grupa sąsiadów, gdy pytam, czy w mieście mają problemy z migrantami. - Mieszkają tutaj, nie wiem, skąd są, ale niczego złego nie robią. Tyle że u nich musi być jakaś inna strefa czasowa, bo często o 4 rano wychodzą tutaj na ławkę i dzwonią do swoich rodzin - opowiada jeden z mieszkańców. - Spokój jest - dodaje drugi. I to się nieustannie powtarza w rozmowach z mieszkańcami: "obcokrajowców widać incydentalnie", "nic nadzwyczajnego się nie dzieje", "tu chodzi o politykę, a nie migrację". Czasem są to pozbawione szczegółów relacje z drugiej albo i trzeciej ręki o grupkach ciemnoskórych mężczyzn, albo tych niemieckich radiowozach, które nocą przywożą migrantów. W pizzerii nad rzeką częściej słyszę utyskiwanie na korki spowodowane kontrolami niż migrantów chodzących po mieście.  

Przed II wojną światową Zgorzelec i Görlitz były jednym miastem usytuowanym po obu stronach Nysy Łużyckiej. Dzisiaj wielu zgorzelczan jeździ do pracy po drugiej stronie granicy, z kolei Niemcy przyjeżdżają do Polski na zakupy i do restauracji. Jesienią 2023 roku niemieckie władze przywróciły - zapowiadane jako tymczasowe - kontrole na granicy z Polską i Czechami w celu ukrócenia nieuregulowanej migracji. W 2023 roku liczba składanych w Niemczech wniosków o azyl wzrosła o 70 procent w porównaniu do roku 2022. Po rozpoczęciu niemieckich kontroli na przejściach granicznych zaczęły tworzyć się korki i znacząco wzmógł się ruch bezpośrednio w Zgorzelcu.

Kontrola na granicy z Niemcami w Zgorzelcu

Kontrola na granicy z Niemcami w ZgorzelcuDaniel Drob / Gazeta.pl

W drodze do Niemiec część kierowców, chcąc uniknąć zastojów na autostradzie, wybiera drogę przez miasto. Część mieszkańców skarży się, że w niektóre dni sytuacja na drogach jest dramatyczna. - Kontrole niemieckie oddziałują bezpośrednio na nasze miasto i okolice. Na autostradzie A4 przy przejściu granicznym tworzy się kilkukilometrowy korek, więc samochody próbują go wyminąć, jadąc przez Zgorzelec. Systematycznie w niedzielę czy poniedziałek w centrum miasta tworzą się długie ciągi aut zmierzających do granicy - przyznaje Rafał Gronicz. Dodaje, że najpoważniejszy problem robi się po długich weekendach, gdy duża grupa Polaków zjeżdża do domów, a później wraca do pracy w Niemczech. - Tak było ostatnio po Zielonych Świątkach, Wielkanocy, Bożym Narodzeniu. Mamy wtedy Zgorzelec kompletnie sparaliżowany, przejechanie z jednego na drugi koniec miasta trwa od 1,5 do 2 godzin - dodaje. Burmistrz ma obawy, że kontrole po polskiej stronie dodatkowo zgorzelczanom dołożą. - Spodziewam się bardzo dużych utrudnień w ruchu na autostradzie przy wjeździe do Polski w czwartek, piątek i sobotę. To spowoduje, że wielu kierowców samochodów osobowych będzie chciało przejechać przez miasto - mówi.

Miasto zamknie most?

W czerwcu - a więc jeszcze przed decyzją polskiego rządu o kontrolach granicznych - samorządowiec zagroził zamknięciem mostu Jana Pawła II, który prowadzi ze Zgorzelca do Görlitz. Dzisiaj potwierdza, że to jak najbardziej realny scenariusz. - Przygotowujemy projekt zmian w organizacji ruchu, zleciliśmy też przygotowanie znaków drogowych informujących o zamknięciu mostu - mówi. Zgodnie z planem burmistrza most miałby być zamykany na kilka dni po długim weekendzie. - Nie mogę dopuścić do tego, że będziemy kompletnie sparaliżowany. Oczywiście z tyłu głowy mam to, że co trzeci mieszkaniec Zgorzelca pracuje po niemieckiej stronie. Wiem, że zamknięcie mostu skomplikowałoby im dojazd do pracy, więc ta decyzja jest ostatecznością - podkreśla. 

Ludovic z Rumunii: Mówię im, że nie mam ani papierosów, ani alkoholu, ani kokainy

Po polskiej stronie wjeżdżających kontroluje Straż Graniczna. Funkcjonariuszy SG wspiera Żandarmeria Wojskowa i policja. Zatrzymują wyrywkowo samochody, zaglądają do środka i puszczają dalej. Przechodzę przez most i tuż za granicą zauważam grupę młodych mężczyzn o ciemnej karnacji. Siedzą w busie z polską rejestracją. Mówią mi, że pochodzą z Rumunii i od wielu lat pracują na budowach na Dolnym Śląsku. Ludovic, kierowca, bardzo dobrze mówi po polsku. - Dwa razy dzisiaj przejeżdżałem przez granicę. Przez niemiecką kontrolę łatwiej przejechać, mniej się interesują. A po polskiej stronie 40 minut czekałem. Sprawdzali mi samochód dokładnie, świecili latarkami, nawet tu mi zaglądali - mówi, dotykając podsufitki w samochodzie. - Mówię im, że nic nie mam, ani papierosów, ani alkoholu. Kokainy też nie wiozę - żartuje. Wsiadam w samochód, żeby samemu sprawdzić, jak wygląda podróżowanie przez granicę po wznowieniu kontroli. Przy wjeździe do Niemiec chwilę stoję w korku, ale nie ma tragedii. Mundurowy macha do kierowców osobówek, żeby się nie zatrzymywali, tylko jechali dalej. Gdy wracam, polskie służby są zajęte sprawdzaniem jakiejś zatrzymanej lawety i nawet nie patrzą, kto przejeżdża. Podróż ze Zgorzelca i z powrotem zajmuje jakieś pół godziny. 

Obrońca granicy wysyła na Berlińską w Görlitz

Wracam w okolice mostu Jana Pawła II. Obok szkoły stoi dziennikarz Telewizji Republika i rozmawia z mężczyzną w roboczych ogrodniczkach. Rozpoznaję w nim członka Ruchu Obrony Granic, który pojawiał się na kilku filmikach publikowanych przez Bąkiewicza. Razem z nim jest jeszcze dwóch innych, też wzmożonych na punkcie migracji. Pytam, czy możemy porozmawiać. Są niechętni, ten w ogrodniczkach kilka razy powtarza, że nie rozmawia z mediami. Ale w końcu rozmawia. - To jest nasz sukces, że stanęli, że sprawdzają - mówi z dumą, wskazując ciemnozielony kontener Straży Granicznej po drugiej stronie ulicy. Pytam, gdzie najczęściej Niemcy podrzucają w Zgorzelcu migrantów, ale nie chce powiedzieć. - Nie udzielamy żadnych informacji po różnych zajściach z redaktorami, którzy zrobili nas w balona. Za to, że obserwowaliśmy, co się dzieje na granicy, zostaliśmy zwyzywani, zrobiono z nas wariatów w mediach. Polski dziennikarz przekręca rzeczywistość, wyciąga naszemu ruchowi jakieś głupoty - żali się. Gdy próbuję dopytać o konkret, obrońca granicy znowu mówi, że nie będzie ze mną rozmawiał. Na koniec instruuje mnie, żebym poszedł na ulicę Berlińską w Görlitz po zmroku. Wtedy, jak mówi, zrozumiem, czym kończy się migracja. - Niech pan pójdzie, jak tylko się ściemni. Będzie pan miał szansę napisać, jak to naprawdę wygląda - zapewnia, ale nawet słowem nie chce zdradzić, co mogę na tej Berlińskiej zastać.  Zachęcony czekam, aż się ściemni, idę zgodnie ze wskazówkami na Berliner Straße, kilkanaście minut spacerem od granicy z Polską, ale na miejscu nie zastaję niczego wartego opisywania. Spacerują pojedyncze osoby, gdzieniegdzie widać grupki nastolatków, i tak - w dużej mierze są to osoby o ciemniejszym kolerze skóry, więc może o to mu chodziło. Krążę przez około pół godziny po tej ulicy i jej mniejszych odnogach, mijam kolejne kebaby, pizzerie, sklepy ze słodyczami, kawiarnie, w wielu przypadkach już pozamykane. I wracam, bo o czym tu pisać. 

Przeczytaj źródło