Wypadki na hulajnogach. "Wjechała w nierówność. Została katapultowana. Skończyło się fatalnie"

6 godziny temu 4
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Biuro Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji przekazało Gazeta.pl, że w okresie od 1 stycznia do 7 lipca 2025 roku doszło do 571 wypadków, w których udział brały hulajnogi elektryczne. Cztery z nich były śmiertelne. Rannych zostało natomiast 521 osób. - Do największej liczby wypadków drogowych doszło na terenie podległym KWP w Krakowie (95), KWP w Poznaniu (69) i KWP w Gdańsku (55) - powiedział nam kom. Antoni Rzeczkowski. 

Zobacz wideo Policja apeluje: Hulajnoga elektryczna to nie zabawka!

Z danych udostępnionych przez Komendę Główną Policji wynika, że w ubiegłym roku odnotowano 372 wypadki, w których sprawcami byli kierujący hulajnogami elektrycznymi. W 2023 roku było ich 264. Oznacza to wzrost rok do roku o niemal 41 proc. Mundurowi podają także, że w 2024 roku rannych zostało 624 kierujących hulajnogami elektrycznymi. W pięciu przypadkach obrażenia okazały się śmiertelne. Także i tutaj widać wzrost w porównaniu z poprzednim rokiem. W 2023 roku poszkodowanych było 436 kierujących, w tym trzech poniosło śmierć. 

Ważnym elementem policyjnej statystyki są też pasażerowie hulajnóg elektrycznych, którzy zostali poszkodowani w wypadku. W 2024 roku było takich osób 42, z czego 14 zostało ciężko rannych. Warto przy tym zaznaczyć, że prawo zabrania przewożenia hulajnogą innych osób, zwierząt i przedmiotów. Za przewożenie "pasażera" grozi mandat w wysokości 300 zł. 

Sierakowice, Przydwórz, Lublin, Świecie. To tylko część miejsc, w których ostatnio doszło do wypadków

Marzec 2025 roku. Dwójka nastolatków przemieszczała się hulajnogą elektryczną w miejscowości Przydwórz w powiecie wąbrzeskim (kujawsko-pomorskie). Według policji mogli się poruszać z prędkością 70 km/h i nie mieli kasków. Kiedy wjeżdżali w zakręt, stracili panowanie nad hulajnogą, upadli i doznali urazów głowy. Oboje trafili do szpitala. Życia 17-latki nie udało się uratować. Jej 15-letni kolega odpowie przed sądem dla nieletnich.

Czerwiec 2025 roku. 13-latek zginął w Sierakowicach po tym, jak przewrócił się na hulajnodze elektrycznej. - Ze wstępnych ustaleń policjantów wynika, że 13-letni chłopiec kierujący hulajnogą elektryczną nie dostosował prędkości, przewrócił się, a następnie uderzył głową o ziemię - przekazała st. sierż. Aleksandra Philipp z kartuskiej policji. Jak ustalili śledczy, chłopiec nie miał na głowie kasku. 

W czerwcu tego roku doszło także do poważnego wypadku w Osieku w Małopolsce. Jak ustalili policjanci, 12-latek jechał chodnikiem na hulajnodze elektrycznej i przewoził na niej swojego 14-letniego kolegę. Nastolatek stracił panowanie nad pojazdem. Chłopcy przewrócili się i upadli na betonowy chodnik. Obaj mieli poważne obrażenia, 14-latek został wprowadzony w śpiączkę. Później przekazano, że stan obydwu nastolatków jest stabilny. W lipcu do podobnej sytuacji doszło w Świeciu (kujawsko-pomorskie), gdzie hulajnogą elektryczną poruszało się dwóch 15-latków - według ustaleń policji - bez kasków. Nastolatkowie przewrócili się. Jeden z nich, kierujący pojazdem, doznał poważnych obrażeń głowy i w stanie ciężkim trafił do szpitala. 

Spotkanie pierwszego stopnia z hulajnogą. "Skończyło się to u mnie wywrotką i ogromnym siniakiem"

- Jechałam ścieżką rowerową. Okazało się, że ktoś na jej środku zostawił hulajnogę elektryczną. Rowerzysta przede mną o nią zawadził, a ta przewróciła się prosto na mnie. Skończyło się to u mnie wywrotką i ogromnym siniakiem na nodze. Przez tydzień nie miałam jej w pełni sprawnej, a i tak uważam, że mam szczęście, bo mogło się skończyć znacznie gorzej - mówi mi Agata z Warszawy. Podobną historię usłyszałam od Mileny, która także podczas jazdy rowerem zahaczyła o wystającą na drogę rowerową hulajnogę. Jak przyznaje, skutki tego były dość "kosztowne". 

O niebezpiecznych sytuacjach opowiada mi również Wiktoria. - Parę razy uniknęłam zderzenia z hulajnogą - pod moim blokiem jest bardzo szeroki chodnik, wychodzi się na niego prosto z klatek i lokali usługowych. Kilka razy mi się zdarzyło, że ktoś pędził na hulajnodze tuż przy ciągu drzwi, chociaż mógłby swobodnie jechać kilka metrów dalej, i gdybym nie odskoczyła, toby we mnie wjechał - mówi mieszkanka Warszawy. Opowiedziała mi także historię swojej znajomej. - Była po urazie nogi, chodziła o kulach. Nastolatek na hulajnodze celowo w nią wjechał, bo zwróciła mu uwagę. Cała rehabilitacja nogi poszła na marne. I nie ma szans nawet zgłosić tego policji - samochód ma tablice rejestracyjne, jak cię potrąci i odjedzie, to może na jakimś monitoringu będzie się go dało zidentyfikować. A przy hulajnodze to jest niewykonalne - dodaje. 

Ortopeda: Wiosną było takich przypadków praktycznie kilka dziennie

- Te hulajnogi są bardzo niebezpieczne, ponieważ rozwijają duże prędkości, i osoba, która się na niej porusza, jest niczym niechroniona. Konsekwencjami tych wypadków mogą być jakieś banalne obrażenia, czyli stłuczenia, otarcia skóry, głowy. Mogą być też większe konsekwencje. Najczęściej są to złamania w obrębie kończyn górnych, ale również twarzoczaszki i mózgoczaszki, czyli może dojść do złamań w obrębie twarzy i do uszkodzeń centralnego układu nerwowego w postaci stłuczeń mózgu, złamań czaszki. Poza tym, jak wszyscy słyszeliśmy, takie obrażenia mogą być nawet śmiertelne - mówi mi Dariusz Kopczyński, lekarz chirurg ortopeda.

Lekarz dodaje, że choć w tym momencie takich przypadków zauważa mniej, to wiosną pod jego opiekę trafiało dużo pacjentów po wypadkach na hulajnogach elektrycznych. - Praktycznie kilka takich osób dziennie się zgłaszało. Czasem to były efekty takiej "zabawy", że na jednej hulajnodze jeździły w dwie osoby i w wyniku utraty równowagi upadały. Zdarzały się też sytuacje, że hulajnoga zderzała się z drugą i w efekcie dwie osoby były poszkodowane - opowiada. 

Ratownik medyczny: Nieosłonięta głowa i zderzenie jest niestety brzemienne w skutkach 

O tym, że wypadek na hulajnodze elektrycznej może nieść poważne konsekwencje, mówią też medycy. - Najczęstsze są obrażenia kończyn i głowy. Jeśli chodzi o kończyny, to są to złamania, zwichnięcia, skręcenia. Urazy głowy to niestety główna domena, ponieważ większość osób, które poruszają się na tego typu jednośladach, zwłaszcza na hulajnogach elektrycznych, zwykle nie używa kasków. W szczególności dotyczy to hulajnóg z wypożyczalni miejskich. Ich użytkownicy w ogóle nie używają kasków, bo gdy przemieszczają się po mieście, po prostu ich przy sobie nie mają. To się niestety kończy później bardzo, bardzo źle, ponieważ urazy czaszkowo-mózgowe, które są związane z tego typu wypadkami, są bardzo poważne. Nieosłonięta głowa, zderzenie z krawężnikiem, z pojazdem albo z elementami infrastruktury drogowej niestety są brzemienne w skutkach - mówi Ariel Szczotok, ratownik medyczny, Centrum Szkoleniowe AdrenaLTika. 

Mój rozmówca przyznaje, że obecnie tych bardzo ciężkich przypadków jest już znacznie mniej. - Natomiast w momencie, kiedy wypożyczalnie hulajnóg weszły na polski rynek, mieliśmy takich zdarzeń kilka dziennie w naszym rejonie operacyjnym. Teraz przypadków jest mniej, po części dlatego, że hulajnogi zostały wykluczone z pewnych miejsc. Natomiast wciąż jest to przynajmniej kilka takich zdarzeń w tygodniu - dodaje.

Ratownik opowiada też o jednym z wezwań na warszawską Ochotę. - Przyjechaliśmy do osoby poszkodowanej, która wjechała w nierówność na chodniku i w efekcie została tak naprawdę katapultowana z hulajnogi. Uderzyła głową bezpośrednio w chodnik. Doszło do bardzo poważnego urazu czaszkowo-mózgowego, do wielu złamań w obrębie twarzy i głowy. Skończyło się to niestety fatalnie - wspomina. 

Lekarz ostrzega: Mieszanka hulajnogi, alkoholu, weekendu i młodego wieku bardzo często kończy się urazem głowy, i to nawet śmiertelnym

Na temat tego, jak może zakończyć się nieodpowiedzialna jazda na hulajnodze elektrycznej, rozmawiałam także z dr. n. med. Arturem Balasą, specjalistą w dziedzinie neurochirurgii. - Jako neurochirurg bardzo często konsultuję izbę przyjęć z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM. Zauważyliśmy, że taka mieszanka hulajnogi, alkoholu, weekendu i młodego wieku bardzo często kończy się urazem głowy, i to nawet potencjalnie śmiertelnym. Pacjenci trafiają do nas na konsultacje po niegroźnych urazach głowy, ale zdarzają się też przypadki krwiaków wewnątrzczaszkowych - mówi lekarz. - Trafiali do nas pacjenci (po wypadku na hulajnodze elektrycznej - red.), którzy byli umierający. Kilka takich osób szczęśliwie odratowaliśmy, ale były w naprawdę w ciężkim stanie - opowiedział. - Pamiętam, że w pewnym momencie, kilka lat temu, była dosłownie plaga takich wypadków. Było ich tak dużo, że gdy dyżurowałem w weekendy i proszono mnie o konsultację na izbie przyjęć, od razu podejrzewałem, że chodzi o kolejny wypadek na hulajnodze. Teraz jest tego dużo mniej, ale niestety nie wynika to wcale z tego, że ludzie zaczęli rozsądniej korzystać z tego sprzętu, tylko raczej ze zmniejszenia się jego dostępności - ocenia. 

Mój rozmówca podkreśla, jak ważne jest to, aby pamiętać o jeździe w kasku. - Nie trafiłem jeszcze na pacjenta, który doznał urazu głowy po wypadku na hulajnodze, który miał kask na głowie, a wymagał mojej konsultacji w ramach szpitala - stwierdza. - Kask może uratować życie. Te urazy głowy, w przypadku gdy poszkodowany nie miał na sobie kasku, są z reguły bardzo poważne. Kask daje naprawdę bardzo dużo, chroni głowę w znaczącym stopniu - zaznacza. Jego zdaniem obowiązek jazdy w kasku powinien zostać ustawowo wprowadzony.

Lekarz przyznał też, że bardzo często zdarzają się pacjenci, którzy jechali hulajnogą pod wpływem alkoholu. - Jest weekend, ktoś wraca z imprezy, widzi hulajnogę i tak wraca do domu. Uważam, że powinno się to bardziej weryfikować - mówi dr n. med. Balasa. Zwraca też uwagę na osoby, które jeżdżą w kilka osób na jednej hulajnodze.

- Jeden z cięższych przypadków, jaki sobie przypominam, to młoda kobieta, która trafiła do nas z ostrym krwiakiem przymózgowym, była nieprzytomna. To była dwudziestoparoletnia dziewczyna, która po prostu jechała hulajnogą, chyba wracała do domu ze spotkania ze znajomymi. Przewróciła się i uderzyła głową o chodnik. Miała krwiaka nadtwardówkowego, musieliśmy ją operować w trybie pilnym. Uratowaliśmy ją w ostatnim momencie i szczęśliwie cała i zdrowa wyszła do domu. Innym razem pod naszą opiekę trafił młody chłopak, student, który jechał pod wpływem alkoholu. Doznał stłuczenia mózgu, czyli po uderzeniu mózgu o czaszkę doszło do jego uszkodzenia i wtórnego obrzęku. Wówczas takiego pacjenta nie operujemy, ale na przykład zakładamy czujniki, które monitorują ciśnienie wewnątrzczaszkowe. W tym przypadku jednak doszło do wodogłowia, stąd chory wymagał pilnego drenażu, powikłanego infekcją. W pewnym momencie obawialiśmy się, że nam umrze na oddziale. Na szczęście pacjent z tego wyszedł, ale niestety z dużymi deficytami - mówi lekarz. Na koniec rozmowy dr n. med. Artur Balasa jeszcze raz zaapelował o to, aby zawsze jeździć w kasku na głowie, bo może on uratować życie. 

Przeczytaj źródło