Żadnych wymówek. Na "poważnie" w Poznaniu, w Aktobe obowiązkowo awans

4 godziny temu 6
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Radość z informacji o rekordzie transferowym za przyjście Milety Rajovića z Watfordu. Jednocześnie świadomość, że masz środki na niego tylko dlatego, że do Strasburga sprzedajesz Maxiego Oyedele. Legia zyskuje dobrego napastnika (chyba), ale kołdra jest podciągnięta w górę, zostawiając lukę na innej kluczowej pozycji, na której zostaje ci praktycznie jedynie Rafał Augustyniak.

Trener Edward Iordanescu narzeka, że traci ważnego piłkarza. Ale przecież chciał poważnego "napadziora". Liczby mającego czarnogórskie korzenie Duńczyka mogą robić wrażenie, nie tylko te za kwotę zakupu, ale z drugiej strony skoro nie zainteresował się nim nikt z Wysp Brytyjskich, to może jest tu jakiś haczyk i mały znak zapytania? Czas pokaże, czy będzie to ktoś na miarę Ishaka w Lechu czy Kolourisa w Pogoni Szczecin. Tego drugiego można było ściągnąć zimą za mniej, no ale przecież za ponad milion euro zdecydowano się na Szkurina. W tej sytuacji prawdopodobnie napastnika nr 3 w drużynie. "Grubo"! Chciałoby się powiedzieć: "kto bogatemu zabroni", ale przecież w Legii aż tak bardzo się nie przelewa.

ZOBACZ TAKŻE: Kapitalny gol przesądził sprawę. Legia pojedzie na rewanż z zaliczką

Na ocenę gry zespołu po pierwszym meczu o stawkę i jakieś szersze wnioski jest zdecydowanie za wcześnie. Legia w XXI wieku dość często męczyła się w europejskich inauguracyjnych spotkaniach, a potem osiągała swe cele, choć oczywiście nie zawsze. Fakt jednak jest taki, że wczoraj zrobiła zdecydowanie za mało, by ze spokojem lecieć na rewanż. Przed rokiem na tym samym etapie tych samych rozgrywek kompletnie rozbita kadrowo Wisła Kraków, z dwunastoma "poważnymi" piłkarzami do grania, pokonała kosowskie FK Lapi 2:0, strzelając drugiego gola w doliczonym czasie, dzięki swej olbrzymiej chęci na podwyższenie wyniku, który otwarty został już po kilku minutach.

Przebudowywana naprędce i w marszu "Biała Gwiazda" przed wyprawą na Bałkany nie miała "po drodze" Superpucharu rewanż nie był spacerkiem, ale to 2:0 u siebie dawało jakiś margines. Drużyna Kazimierza Moskala przez swą determinację w końcu podwyższyła niepewny rezultat. Wisła – przecież jako pierwszoligowiec – dotarła nawet na ostatni etap kwalifikacji i o mały włos nie zbliżyła się do fazy ligowej Conference League, napędzając stracha Cercle w Brugii.

Od ekstraklasowej Legii wymagania mamy zdecydowanie większe, bo choć – jeszcze – w tej fazie gra praktycznie bez wzmocnień, to przecież Iordanescu może korzystać z kadry, która poza odejściem Luqinhasa nie została drastycznie osłabiona. Dlatego nie ma żadnych wymówek. Poważne potraktowanie niedzielnej wizyty przy Bułgarskiej i spokojny awans za tydzień to obowiązek. Za wcześnie by warszawski kibic już i tak dość mocno sfrustrowany dostał kolejny powód do poczucia wstydu i zażenowania. Przecież ten sezon dopiero się zaczyna...

Przejdź na Polsatsport.pl

Przeczytaj źródło