Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
2025-07-15 15:22
publikacja
2025-07-15 15:22
Partia Razem domaga się realnych, a nie pozornych podwyżek dla pracowników sfery budżetowej - mówił we wtorek w Poznaniu współprzewodniczący ugrupowania Adrian Zandberg. Zarzucił premierowi Donaldowi Tuskowi niewywiązywanie się w tej kwestii z obietnic wyborczych.


Zandberg skrytykował propozycję strony rządowej, według której płace w państwowej sferze budżetowej w 2026 r. miałyby wzrosnąć o 3 proc.
- Razem domaga się realnych, a nie pozornych podwyżek dla pracowników sfery budżetowej. Stoimy w tej sprawie po stronie związków zawodowych, po stronie OPZZ, po stronie Forum Związków Zawodowych, po stronie związków nauczycieli, które jasno powiedziały, że 3 proc. podwyżki w kolejnym roku, to jest rozwiązanie, które uderza w ludzi pracujących dla polskiego państwa - powiedział.
ReklamaWystartuj w naszym giełdowym wieloboju! Dyscypliny: sprint po akcje, skok w ETF-y i pchnięcie portfelem po nagrodę.Lider Partii Razem zaznaczył, że już teraz istnieją „tysiące wakatów” w budżetówce, bo oferowane urzędnikom płace są zbyt niskie, by mogli się oni utrzymać np. w dużych miastach. Zandberg dodał, że przedwyborcze obietnic mówiły o zakończeniu „głodzenia budżetówki”.
- Niestety te obietnice Donalda Tuska, jak wiele obietnic Tuska, były i się zmyły, bo systemowych podwyżek nie ma i jak się dowiedzieliśmy nie będzie. Już w tym roku podwyżka dla budżetówki została właściwie w całości zjedzona przez wzrost kosztów życia. A 3 proc., które proponuje rząd na przyszły rok oznacza po prostu to, że realne płace w budżetówce nie tylko nie wzrosną, ale też w praktyce spadną - ocenił.
Zandberg uważa, że proponowany wzrost płac nie zrekompensuje przyszłorocznego wzrostu kosztów życia, np. większych cen najmu nieruchomości czy cen żywności i energii. Podkreślił przy tym, że oszczędzanie na płacach pracowników sfery publicznej jest nieodpowiedzialne, co - w jego opinii - widać szczególnie w dużych miastach.
- Ludzie uciekają z pracy dla polskiego państwa. Wykwalifikowani, kompetentni ludzie, po prostu odchodzą do sektora prywatnego. I widzimy to w wielu miejscach - powiedział. Jako przykład podał sferę oświaty, czy problem braku chętnych do rozpoczęcia kariery nauczycielskiej wśród absolwentów studiów przedmiotów ścisłych.
Podkreślił, że rząd ma jeszcze czas, by wycofać się z - jak to określił - obraźliwych wobec pracowników propozycji i dać im porządne podwyżki. Dodał, że jeśli tak się nie stanie jesienią rozpoczną się protesty społeczne. - Pracownicy w tej sprawie mają rację, bo państwo polskie nie może zachowywać się jak najgorszy pracodawca na rynku - powiedział lider Razem.
W czerwcu rząd zaproponował na 2026 r. średnioroczny wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej w wysokości 103,0 proc. Oznacza to, że wynagrodzenia w budżetówce miałyby wzrosnąć w przyszłym roku o 3 proc. Wcześniej związki zawodowe postulowały ustalenie wskaźnika wzrostu na poziomie 112 proc. Pracodawcy z kolei podkreślili, że wzrost płac w sferze budżetowej w trosce o dostępność i jakość usług publicznych nie może być długofalowo niższy niż wzrost pozostałych wynagrodzeń w gospodarce.
Podczas ubiegłotygodniowego posiedzenia Rady Dialogu Społecznego minister finansów Andrzej Domański zaznaczył, że wobec prognozy inflacji na 2026 r., rządowa propozycja zakłada utrzymanie realnej wartości wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej.
– Uważamy, że przy tych ograniczeniach, z którymi się borykamy, biorąc pod uwagę niemal 80-procentowy wzrost wynagrodzeń minimalnych w ostatnich pięciu latach, propozycje, które przedstawił rząd, są propozycjami racjonalnymi – powiedział.
Zandberg został zapytany we wtorek przez dziennikarzy o planowaną rekonstrukcję rządu. Stwierdził, że w tej sprawie ma „dokładnie zero oczekiwań”. Według niego, problemem gabinetu Donalda Tuska nie jest wymiana kilku osób na stanowiskach ministerialnych.
- Większość rządząca przegrała wybory prezydenckie i przez ostatnie tygodnie zamiast naprawić to, co spowodowało utratę zaufania milionów ludzi do obecnej władzy, pogrążyła się w przepychankach, kto zajmie, jaki stołek. Ale naprawdę ludzi nie obchodzi czy pan X, albo pan Y będzie wiceministrem ds. tego czy tamtego. Problemem jest to, że ten rząd nic nie robi, nie spełnia obietnic - powiedział.
W tym kontekście wspomniał o braku systemowych podwyżek dla sfery budżetowej, braku dużych inwestycji w budownictwo społeczne czy skróceniu kolejek do lekarzy. - To ludzi boli, to, że rząd nie dotrzymał słowa - dodał Zandberg. Wspomniał przy tym m.in. o zatrudnionych w państwowych spółkach ludziach związanych z ugrupowaniami politycznymi. - Zmieniła się władza. Tusk obiecywał zmianę. Żadnej zmiany nie ma - powiedział.
- Jeśli już koniecznie pan premier chce zmienić twarz, to jest jedna twarz tych niedotrzymanych obietnic. Tą twarzą jest Donald Tusk, więc być może powinien na początek zmienić sam siebie - mówił lider Partii Razem.
Dopytywany o to, czy widzi polityka koalicji rządzącej mogącego zastąpić Donalda Tuska na stanowisku premiera nie odpowiedział wprost. Powtórzył za to, że rząd nie spełnił obietnic wyborczych. Przypomniał, że jego ugrupowanie na początku obecnej kadencji nie zgodziło się na wejście do koalicji rządzącej.
- Kluczowe jest to, żeby w kolejnym rozdaniu większość rządząca zależała od głosów Partii Razem. Bo w tej kadencji nie zależała i dlatego wszystkie patologie poprzedniej władzy zostały utrzymane, jeżeli chodzi o zarządzanie w spółkach Skarbu Państwa - powiedział.
Zandberg odwiedził we wtorek Poznań w ramach „letniego objazdu Partii Razem po kraju” z udziałem liderów ugrupowania. Oprócz stolicy Wielkopolski polityk ma odwiedzić także m.in. podpoznański Czerwonak.(PAP)
szk/ mok/