Agnieszka od dziecka słyszała, że każde jej zachowanie, może skutkować chorobą. Czasem bardziej, czasem mniej poważną. Brak szalika zimą miał się skończyć zapaleniem płuc, papieros zapalony ukradkiem w podstawówce prowadzić do nowotworu, a każdy zjedzony batonik nieuchronnie przybliżał do cukrzycy.
– Matka wmawiała mi to, żeby mnie chronić. Jej rodzice poważnie chorowali i oboje zmarli, zanim dobiła do trzydziestki. Stąd w niej tyle strachu o moje zdrowie. Skutecznie zaszczepiła ten lęk i mnie – mówi 32-latka.
Już w liceum często chodziła do lekarzy. Ból brzucha urastał w jej głowie do raka jelita, a kłucie w klatce piersiowej oznaczało zawał. Problemy nasiliły się na studiach, gdy rodzice kupili jej kawalerkę w Warszawie. Mieszkanie samodzielnie nie działało dobrze na jej lęki. Głowa podsuwała scenariusz, w którym dostaje zawału lub udaru, a bliscy dopiero po kilku dniach orientują się, że nie ma z nią kontaktu. I znajdują jej rozkładające się ciało.