Jeździłem "chińczykiem" w szatach Mazdy. To nie będzie moje ulubione auto tej marki

4 godziny temu 4
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
  • Na pierwszy rzut oka Maździe 6e niczego nie brakuje. Pomimo starań japońskich inżynierów nie zasługuje jednak na miano prawdziwej Mazdy
  • W dość zaskakujący sposób nowa Mazda 6e spełniła odwieczne życzenie fanów modelu – w końcu moment obrotowy trafia na tylną oś
  • Zgrabnie narysowane nadwozie skrywa chińską koncepcję organizacji wnętrza, co nie spodoba się dotychczasowym klientom marki
  • Mazda 6e nie będzie moim ulubionym modelem tej marki, ale muszę przyznać, że to całkiem niezły elektryk
  • Wyjazd na prezentację był w pełni opłacony przez producenta, ale nie miał on wglądu w publikowany tekst

Po latach spekulacji Japończycy spełnili marzenie wielu pasjonatów motoryzacji – wprowadzili na rynek "szóstkę" z napędem na tył! Nie na taką nową Mazdę 6 czekali jednak miłośnicy marki. Jeśli – tak jak ja – jeździliście innymi modelami tej marki i cenicie je za nieco analogowy, mechaniczny charakter, to ten samochód nie jest dla was. Mazda celuje nim w zupełnie innego klienta i to czuć na prawie każdym kroku. Głównie dlatego, że Japończykom kiepsko wyszło zatuszowanie chińskiego rodowodu tego auta – nie jest tajemnicą, że bazą do stworzenia Mazdy 6e był Changan Deepal L07.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Nowa Mazda 6e całkiem nieźle stwarza pozory

To nie jest poziom tego, co Mazda zrobiła już wcześniej z Yarisem (albo Mitsubishi robi z samochodami Renault). Tutaj japońscy projektanci zasłużenie pobrali pensję za wykonaną pracę – natrudzili się niesamowicie, żeby Mazda 6e wpisała się w obowiązujący dresscode marki. I robi to świetnie, bo patrząc na ten samochód z zewnątrz, nikt nie pomyślałby, co kryje się pod harmonijnie ukształtowaną, zgrabną karoserią auta.

W oczy nie rzucają się nawet osobne klosze świateł mijania, czyli coś, co uwielbiają niemal wszyscy chińscy producenci. Za projekt należy się Maździe – nomen omen – szóstka. Jest czysto, elegancko i zarazem nowocześnie. Nawet proporcje się zgadzają, co nie jest oczywiste w przypadku domyślnie wyższych pojazdów z napędem elektrycznym (niziutkie Porsche Taycan i Audi e-tron GT to spektakularne wyjątki od tej reguły).

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Pieczołowicie ułożony z ziarenek piasku obrazek prawdziwej Mazdy zaczyna się rozsypywać po otwarciu bezramkowych drzwi. Deska rozdzielcza ma niezwykle proste kształty, ale da się w nich zauważyć odniesienia do innych modeli – choćby w kunsztownie zachodzących na boczki drzwi kratkach nawiewu. "Mazdowe" są też materiały wykończeniowe – skóra, zamsz, dobre plastiki. Właściwie do kompletu brakuje tu tylko trochę drewna albo korka. A potem samochód się włącza i...

Wnętrze Mazdy 6e zrywa z dziedzictwem marki. Tu króluje inna koncepcja

Przed kierowcą znajduje się wolant z dużym logo marki i charakterystycznym okrągłym pojemnikiem na poduszkę powietrzną, ale przyciski na niej są już... jakieś inne. W ogóle przycisków tu za bardzo nie ma – nie wspominając już o pokrętle do obsługi systemu inforozrywki. Zamiast nich mamy wielki jak na Mazdę ekran dotykowy o 14,6-calowej przekątnej – dokładnie odwrotnie do filozofii marki, która stawia na maksymalną prostotę obsługi auta.

Nowa Mazda 6e nie dzieli światopoglądu z innymi modelami tej marki

Nowa Mazda 6e nie dzieli światopoglądu z innymi modelami tej markiŻródło: Mazda

Powód tej radykalnej zmiany jest oczywisty – dopasowanie kabiny Deepala L07 do dotychczasowej japońskiej koncepcji byłoby zbyt czasochłonne i kosztowne. W efekcie w nowej Maździe 6e lepiej od klientów marki odnajdą się fani Tesli i chińskich elektryków, którzy są przyzwyczajeni do ustawiania za pomocą ekranu lusterek, reflektorów czy nawet trybów pracy wycieraczek. Manetki za kierownicą służą już tylko do włączania kierunkowskazów, długich świateł i wyboru kierunku jazdy.

Dla mnie to duży minus, ale przebolałbym to, gdyby było to okraszone grafiką wpisującą się w estetykę Mazdy. Niestety przeładowany funkcjami interfejs jest przeniesiony żywcem z chińskiego samochodu – przeklikując się przez typowo tabletowe menu z infantylnymi ikonkami i bardzo prostym fontem, miałem wrażenie obsługiwania jednego z chińskich elektryków. Swój font Japończycy wgrali tylko do 10,2-calowego zestawu cyfrowych wskaźników (a konkretnie do prędkościomierza) i wyświetlacza przeziernego (HUD). Cała otoczka jest absolutnie bezpłciowa i nie widać w niej znanej z innych modeli Mazdy dbałości o detale.

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Foto: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Nowa Mazda 6e ma też mocne strony. To wygodne auto

Efektem ubocznym przeszczepienia wszystkiego jest debiut zupełnie nowych opcji w Maździe, takich jak kamera do selfie, zewnętrzny głośnik do odtwarzania muzyki na pikniku, tryby relaksu i drzemki, przekazywany cyfrowy kluczyk... To rzeczy, o które nie prosił żaden z klientów Mazdy, ale być może będą to atrakcyjne funkcje dla nowych klientów. Tych, którzy nie zatęsknią za nieco oldskulowym, analogowym charakterem.

To, co zaskoczyło mnie na plus, to przede wszystkim niewiarygodne wyciszenie – w żadnej innej Maździe jeszcze się z takim nie spotkałem. Opływowa sylwetka liftbacka i dobre materiały wygłuszające sprawiają, że nawet podczas szybkiej jazdy autostradą do kabiny nie przedostaje się szum powietrza czy hałas opon. W Maździe 6e polubiłem też pozycję za kierownicą – da się usiąść w niej nisko, a do tego fotele z przodu są dobrze wyprofilowane i zwyczajnie wygodne. Niestety, nawet w topowej wersji Takumi Plus regulowany na wysokość jest tylko fotel kierowcy.

Pozycja za kierownicą przyjemnie zaskakuje

Pozycja za kierownicą przyjemnie zaskakujeŻródło: Mazda

Dużo miejsca na szerokość i na nogi jest też z tyłu, ale po usadowieniu się na kanapie od razu poczułem, że jest ona o wiele twardsza niż siedziska i oparcia w przednim rzędzie. Zarówno z tyłu, jak i z przodu wyżsi podróżni mogą ocierać fryzurą o sufit – to efekt podłogi podniesionej przez akumulator. Dziwi mnie tak mała katalogowa pojemność bagażnika (466 l) – optycznie bagażnik wydaje się większy niż w niejednym aucie z 500-litrowym kufrem.

Mazda 6e nie zapewnia takich wrażeń z jazdy, jakich się spodziewałem

To, że celem Mazdy 6e nie jest zauroczenie miłośników marki, pokazują też pierwsze kilometry pokonane za kierownicą tego samochodu. Po przeczytaniu informacji prasowej spodziewałem się wrażeń zbliżonych do tych znanych mi choćby z Mazdy CX-80, którą jeździłem pod koniec ubiegłego roku. Oczywiście z drobną różnicą – tu pod maską nie ma i nigdy nie będzie 6-cylindrowego diesla.

Prowadzenie "szóstki" jest przyjemne, ale nie wyjątkowo angażujące

Prowadzenie "szóstki" jest przyjemne, ale nie wyjątkowo angażująceŻródło: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Ingerencja inżynierów Mazdy w układ kierowniczy na pewno była duża. Nie jeździłem, co prawda, "dawcą", czyli Deepalem L07, ale – z wyjątkiem nowszych modeli BYD – w każdym chińskim samochodzie przeszkadzało mi bardzo sztuczne prowadzenie. Tu takie zjawisko nie występuje, ale niestety nie zachodzi też integracja kierowcy z pojazdem określana przez Mazdę mianem jinba ittati. Jest nieźle, jednak czuć, że to nie poziom z innych modeli. Podobnie jest z zawieszeniem – jest sztywniejsze, niż spodziewalibyście się po chińskim aucie, ale po prostu nie tak dobre, jak w Mazdach stworzonych od zera przez Mazdę.

Harmonię, do której przyzwyczaili nas Japończycy, da się za to odczuć w charakterystyce napędu. Udostępniona mi do pierwszych jazd bladomiedziana Mazda 6e (lakier o nazwie Melting Cooper) rozpędzała się liniowo, dostojnie – bez efektu wbicia w fotel, ale też bez zadyszki. Przekazywane na tylną oś 258 KM i 320 Nm pozwalają rozpędzić się do "setki" w 7,6 s i skończyć sprint na 175 km na godz., a to wystarczająco dobre osiągi.

Aktywny spojler to według mnie lekka przesada przy takich osiągach

Aktywny spojler to według mnie lekka przesada przy takich osiągachŻródło: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Mazda 6e ma przedziwną gamę napędów. Long Range nie ma sensu

Przytoczone powyżej osiągi dostaniecie już w standardzie, czyli w odmianie wyposażonej w litowo-jonowy akumulator LFP o pojemności 68,8 kWh. Podczas testu przeprowadzonego na niemieckich autostradach, drogach podmiejskich i w miasteczkach udało mi się pobić deklarowane przez Mazdę średnie zużycie energii – 16,2 kWh na 100 km (w katalogu: 16,6 kWh). Przy takich wynikach Mazda 6e może przejechać 479 km na jednym ładowaniu. Potem można ją naładować prądem przemiennym z wallboksa (11 kW) albo stałym z szybkiej ładowarki (165 kW, 10-80 proc. w 24 minuty).

I to jest jedyna wersja napędowa, którą mogę wam polecić. Odmiana o wydłużonym zasięgu zwyczajnie nie ma sensu. Co prawda, dopłata do niej wynosi tylko 5400 zł, ale... takie auto zupełnie nie nadaje się w trasy. Dzięki większej baterii (80 kWh, NMC) w trybie mieszanym przejeżdża o 73 km więcej, jednak to nie ma znaczenia, bo maksymalna moc ładowania prądem stałym to tylko 90 kW (serio!). Przystanek pozwalający na uzupełnienie energii od 10 do 80 proc. zajmuje Long Range’owi aż 47 minut. Mazda tłumaczy, że dzięki ograniczeniu mocy ładowania mogła zastosować większy akumulator, ale o takiej samej masie, jak mniejszy (480 kg). Żaden inny producent nie ma takiej filozofii i chyba wiem dlaczego.

Zamiast silnika z przodu, Mazda 6e ma dodatkowy kufer

Zamiast silnika z przodu, Mazda 6e ma dodatkowy kuferŻródło: Auto Świat / Krzysztof Grabek

Czy Mazda 6e ma sens? Dla dotychczasowych klientów marki niespecjalnie, bo została stworzona według zupełnie innej koncepcji. To jednak ciekawa propozycja dla osób, które szukają nowoczesnego, oszczędnego i zgrabnego elektryka, który nie jest SUV-em, a do tego całkiem nieźle jeździ. Nowy elektryk Mazdy ma też rozsądny cennik – podstawowa, ale już szczodrze wyposażona wersja Takumi (brakuje jej rolety dachu panoramicznego i zamszowej tapicerki) kosztuje 198,2 tys. zł. Na koniec ciekawostka: Honda, Nissan i Toyota też już przebierają chińskie auta elektryczne w swoje szaty, tylko nie przywożą ich do Europy. Jeszcze?

Przeczytaj źródło