25 października Marian zapamięta na długo. Przyszedł w piątek rano do pracy i od razu został wezwany przez pracodawcę. Szef wręczył mu wypowiedzenie, uzasadniając tę decyzję koniecznością redukcji etatu. Mężczyzna przeżył szok, nawet nie wydusił z siebie słowa. – Nic nie zapowiadało mojego zwolnienia. Pracodawca nie wspominał wcześniej o żadnych redukcjach, a w gabinecie niczego mi nie tłumaczył, tylko podziękował za współpracę. Co ja mówię "dziękował". Po prostu wylał mnie z roboty – puentuje rozgoryczony Marian.
Mężczyzna liczył, że doczeka w zakładzie zasłużonej emerytury. Czuł się spokojny o posadę. Skończył właśnie 55 lat, a w firmie przepracował ponad dwie dekady, z czego większość czasu na stanowiskach kierowniczych – był menadżerem działu produkcji, później zastępcą. Nie spodziewał się nagłego zwolnienia. – Wyszkoliłem wielu praktykantów, którzy później na stałe związali się z naszą firmą. Kiedy zostałem zwolniony, byłem najstarszym pracownikiem, a mój dział współtworzyli sami młodzi ludzie o bardzo krótkim stażu w organizacji. Tym bardziej nie rozumiem tej decyzji – nie może się pogodzić z myślą o utracie pracy Marian.
Nie ma planów na najbliższe miesiące. Ale czarno widzi swoją przyszłość. – Poświęciłem firmie pół życia. Czułem się częścią rodziny, a z powodu zajmowanego stanowiska, także jej głową. I nagle przestałem być potrzebny. Nie wiem, co dalej. Muszę jakoś doczłapać do emerytury. Nie mam już ambicji kierowniczych. Najchętniej poszedłbym do pracy, gdzie nikt nie będzie ode mnie oczekiwał zarządzania personelem, mimo że na tym znam się najlepiej. Ale czy taką znajdę? – zastanawia się mężczyzna.