Hejt wśród młodzieży. "Zabijesz się i jeszcze nam za to podziękujesz"

6 godziny temu 1
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Bartłomiej Kubacki, Medonet.pl.: Nawet 75 proc. nastolatków przynajmniej raz doświadczyło zjawiska hejtu w mediach społecznościowych. Na wstępie warto zatem przybliżyć to zjawisko naszym czytelnikom. Czym jest hejt wśród dzieci i młodzieży?

Paweł Boguszewski, detektyw i prezes Fundacji Całym Sercem — Nadzieja: Hejt to zjawisko, w którym ofiara styka się z przemocą psychiczną. To w zasadzie cały system upokarzania, które dzieci i młodzież tworzą między sobą i to z brutalną precyzją. Tu nie chodzi o pojedyncze słowa czy incydenty, ale o systematyczne i nasilające się sytuacje. Hejt często zaczyna się od drobnych, niepozornych słów. Z czasem jednak konflikt eskaluje, a ofiara spotyka się z jeszcze silniejszą mową nienawiści.

Co ważne, do hejtu często dołączają z czasem inne osoby, które poniekąd nie chcą się wyróżniać. Skoro większość nie lubi danej osoby, to trzeba do nich dołączyć, aby nie podzielić losu ofiary. Należy zaznaczyć, że hejt wcale nie jest dziełem patologicznych środowisk i nie zdarza się wyłącznie w tych "gorszych" szkołach. To często są zwykłe dzieci i całkowicie normalne szkoły. Ba, czasami prowodyrami hejtu są osoby uchodzące za wzorowych uczniów, z czerwonym paskiem.

Jakie są główne podłoża i przyczyny tego zjawiska? Kto jest najbardziej narażony na bycie ofiarą hejtu?

Hejt często zaczyna się od małych rzeczy. Bo ktoś ma oryginalne zainteresowania. Bo ktoś jest uboższy i nie ubiera markowych, popularnych ciuchów, nie zna influencerów. Ktoś po prostu w jakiś sposób się wyróżnia na tle innych, przez co może stać się obiektem żartów. Zwykle takie dziecko niczym nikomu nie zawini.

Miałem sytuację, w której dziewczynka z piątej klasy została nazwana "zmywarką", ponieważ jej mama była sprzątaczką w szkole. Albo 12-latka, która nie depilowała nóg i wystarczyło, aby koleżanki nagrały kompromitujący film i groziły jego udostępnieniem.

Często ofiarami hejtu stają się dzieci, które dobrze się uczą i mają swoje pasje. Wydają się "trochę inni". I to wystarczy. Często zaczyna się od żartów ze strony kilku osób. Z czasem do tego grona dołączają kolejne osoby, a ofiara staje się pośmiewiskiem i ciągłym obiektem do żartów. Nierzadko ta przemoc przenika do przestrzeni Internetu. Ofiarami często są osoby wrażliwe, które nie radzą sobie z taką sytuacją. Hejterzy wyczuwają słabość i bezwzględnie ją wykorzystują. Myślę, że warto jednak zaznaczyć, że ofiarą hejtu tak naprawdę może stać się każdy.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Czasem trudno sobie wyobrazić, jak można kierować wobec drugiej osoby tak brutalne słowa, jakimi posługują się hejterzy. Jakie intencje ma hejter? Czy on naprawdę chce wyrządzić krzywdę drugiej osobie? Czy w jego mniemaniu to tylko żarty i przedrzeźnianie?

Hejt może początkowo zaczynać się od żartów i przedrzeźnienia, ale z czasem przeradza się w coś poważnego. Zajmowałem się sprawą dziewczynki, która ze względu na przemoc doświadczaną w szkole miała poważne problemy natury psychologicznej. Pojawiały się myśli samobójcze. Wiedziały o tym koleżanki odpowiedzialne za hejt.

Dziewczynka usłyszała od nich słowa: "zabijesz się i jeszcze nam za to podziękujesz". To chyba najlepiej świadczy o tym, że osoby hejtujące często mają świadomość, co mówią i jaki może być tego efekt. To już nie są zwykłe żarty. Ta dziewczynka zmaga się obecnie z depresją.

Czy potem hejterzy żałują, że doprowadzili do tragedii? Być może tak. Jednak wówczas ta refleksja przychodzi zdecydowanie zbyt późno. Zostają "marsze milczenia".

Nieporozumienia i konflikty w środowisku dzieci, a zwłaszcza nastolatków są czymś powszechnym. Kiedy zaczyna się hejt?

Wykorzystam analogię z użądleniem pszczoły. Pojedyncze sytuacje i słowa są jak użądlenie. Jedno użądlenie raczej nie powinno nam wyrządzić krzywdy, ale gdy tych użądleń są setki? To właśnie charakteryzuje hejt, który nakręca się i eskaluje. Słowa stają się coraz brutalniejsze, a czasami dochodzi także do czynów, np. udostępniania kompromitujących materiałów w Internecie. Myślę, że dużą rolę odgrywają tu nauczyciele, którzy powinni być bardzo wyczuleni na przejawy hejtu.

A niestety nierzadko zdarza się, że problem jest po prostu bagatelizowany. Nauczyciel widzi, że jeden chłopiec obraża drugiego. Przychodzi i każe dzieciakom podać sobie ręce na zgodę. To kto tu jest napastnikiem, a kto ofiarą? Często tego typu sytuacje sprawiają, że hejterzy czują się bezkarni i działają jeszcze brutalniej.

Zdarza się, że ofiara w końcu nie wytrzymuje i coś odpowie, nierzadko wulgarnego i trudno się temu dziwić. I co? Przychodzą rodzice do szkoły i słyszą od nauczycielki: "państwa córka też nie jest święta, bo potrafi wulgarnie odpowiadać". Dlatego tak ważna jest obserwacja i podchodzenie na poważnie do symptomów hejtu.

Ofiary hejtu często nie mówią o tym, co je spotyka. Ani rodzicom, ani nauczycielom. W jaki sposób rodzice mogą poznać, że coś się dzieje?

To niestety prawda. Ofiary często się wstydzą, boją. Mają lęk, że jak się poskarżą, to będzie jeszcze gorzej. Przede wszystkim z dzieckiem z trzeba rozmawiać. Żeby miało odwagę przyjść i powiedzieć, że ma problem. Tymczasem często bywa tak, że jak zapytam rodzica o to, jak nazywają się najbliżsi przyjaciele dziecka lub czym dziecko się pasjonuje, to nie są w stanie odpowiedzieć. To przejaw braku zainteresowania.

Spotykam się z sytuacjami, w których rodzice są mocno skoncentrowani na pracy i karierze. Mało rozmawiają z dzieckiem, nie interesują się tym, jak wygląda sytuacja w szkole. W takim domu brakuje ciepła i miłości. Więc nie ma mowy o tym, aby dziecko przyszło i powiedziało o przemocy. Dlatego moim zdaniem kluczowe jest to, aby z dzieckiem odpowiednio rozmawiać, okazywać troskę, być rodzicem, do którego dziecko przyjdzie, jeśli będzie miało jakiś problem.

A gdy już dziecko przyjdzie, potraktować poważnie to, co mówi. Tymczasem znam przypadki, w których ofiara hejtu słyszała od rodziców słowa: "kto się skarży, ten przegrywa" lub "jest XXI wiek, nie jesteś z waty cukrowej". Wówczas dziecko uczy się, że nie warto mówić o problemach, lepiej udawać, że nic się nie dzieje.

Konsekwencją często jest szukanie pomocy gdzieś indziej. A to tylko napędza problemy i stwarza kolejne zagrożenia, prawda?

Oczywiście. Takie dziecko szuka odreagowania w grze, bo tam nikt nie pyta o wygląd. W Internecie, bo tam można być kimś innym. Czy w rozmowie z nieznajomymi, którzy słuchają i okazują wsparcie oraz zrozumienie. W ten sposób nieznajomi zdobywają zaufanie dziecka, które potem mogą wykorzystać przeciwko niemu. Z doświadczenia detektywa znam te przypadki. Przychodzą do mnie rodzice, którzy znaleźli w telefonie ślady rozmów, zdjęć, a nawet spotkań. I są w szoku. Dlaczego tak się stało? Bo dziecko czuło, że nie może powiedzieć rodzicom prawdy.

Dlatego tak ważna jest czujność i zadawanie właściwych pytań. Zamiast: "jak było w szkole?" można zapytać: "czy coś w szkole cię dzisiaj zmartwiło? Czy ktoś ci dokuczał?". Należy stworzyć w domu przestrzeń, w której dziecko może otwarcie mówić o wszystkim.

Mówił pan, że za hejtem często stoją wzorowi uczniowie z dobrych rodzin, po których nikt się tego nie spodziewa. A to tylko utrudnia ukrócenie hejtu?

Zgadza się. Miałem tego typu sytuacje. Córka wzorowa uczennica z czerwonym paskiem. Zamożni rodzice na bardzo odpowiedzialnych stanowiskach. Córka była prowodyrką hejtu i robiła to w białych rękawiczkach, bo podburzała inne dzieciaki i to głównie one wyśmiewały i obrażały ofiarę. Nauczyciele zaczęli reagować i zgłaszać rodzicom córki, że ta sprawia problemy. I co się wydarzyło?

Rodzice oczywiście wszystkiemu zaprzeczyli. Bo przecież niemożliwe, żeby ich córka robiła takie rzeczy. A nawet jeśli, to bez przesady, to pewnie tylko takie żarty. Córka ma po prostu mocny charakter. Może z tamtym dzieckiem jest coś nie tak? To są szczególnie trudne sytuacje. Dzieci z takich dobrych domów często są lubiane i łatwo jednoczą większą grupę. Gdy stają się prowodyrami hejtu, zjawisko przyjmuje dużą moc.

W wielu przypadkach to są rzeczy wyniesione z domu. Rodzice kładą nacisk na dobre wyniki w nauce, a nie na dobre wychowanie. No i potem mamy dziewczynkę, która ma czerwony pasek, a jednocześnie bezwzględnie hejtuje inne dzieci i podburza przeciwko nim koleżanki i kolegów.

Miałem przypadek 12-latki, którą dzieci obrażały za wygląd. Śmiały się z jej głosu i uważały ją za dziwadło. Rodzice hejtujących osób zostały wezwane do szkoły. Jaka była ich reakcja? "Jak ona tak wrażliwa, to niech siedzi w domu, a nie psuje atmosferę w klasie", albo "No ale serio, nie wygląda normalnie. Czasem trzeba spojrzeć prawdzie w oczy." To chyba wiele mówi o tym, jakie wzorce z takich domów wynoszą potem dzieci. W tej sytuacji tylko cudem udało się zapobiec samobójstwu, które ta dziewczynka zaplanowała.

Załóżmy, że rodzice zaczynają dostrzegać problem, są zaniepokojeni. Jakie kroki powinni podjąć w pierwszej kolejności, aby pomóc swojemu dziecku?

Na pewno warto rozpocząć współpracę ze szkołą. Zgłosić wychowawcy i pedagogowi szkolnemu problem. Poprosić, żeby te osoby zwróciły większą uwagę na to, co się dzieje. To wbrew pozorom bardzo często działa. Hejt w wielu przypadkach zamyka się w dość wąskim gronie, np. w obrębie klasy. Wychowawca, znając problem, może odpowiednio zareagować i podjąć właściwe działania.

Efekt mogą przynieść kary w postaci obniżonej oceny za zachowanie. Pamiętajmy, że często za hejtem stoją dobrzy uczniowie oceniani wyłącznie za wyniki w nauce. Obniżając takiemu uczniowi ocenę z zachowania, wyklucza się czerwony pasek, co dla niego jest bardzo dotkliwą karą. Kary warto jednak zostawić na później. W pierwszej kolejności dobry pedagog powinien podjąć próbę zrozumienia tego, co się dzieje.

Hejterami bywają osoby, które same mają swoje problemy, np. z przemocą w domu. Identyfikując problem, można realnie wpłynąć na zachowanie. Jedno jest pewne – nie można bezczynnie się przyglądać i ignorować problemu, bo hejt sam z siebie nie znika. A ofiara każdego dnia cierpi, co może mieć dramatyczne konsekwencje.

Co możemy zrobić, gdy szkoła nie zareaguje i nie podejmie żadnych działań? Czy warto udać się na policję? Czy jako państwo dysponujemy narzędziami do rozwiązywania tego typu spraw?

Myślę, że tak, jak najbardziej, takie narzędzia są. W pierwszej kolejności na pewno warto zbierać wszelkie dowody, chociażby screeny z komunikatorów internetowych, gdzie przemoc psychologiczna często eskaluje. Dysponując takimi materiałami, łatwiej jest udowodnić, że problem faktycznie ma miejsce.

Gdy pojawiają się pierwsze wezwania na komisariat, sprawa sama zaczyna się rozwiązywać. Mamy kilku zamieszanych, przyjdzie jeden i będzie tak przestraszony, że powie więcej o kolegach. Potem przyjdą koledzy i oni również zaczną ujawniać nowe informacje. Z czasem sprawa może trafić do sądu rodzinnego. A zatem tak, zdecydowanie warto reagować i korzystać z pomocy policji, gdy to konieczne.

W innym razie jesteśmy skazani na siebie. I co możemy zrobić? Zmienić szkołę? Czy może od razu miejsce zamieszkania? A co z kosztami terapii? Mam przypadek kobiety, która została z tym wszystkim sama. Jej córka ma już zdiagnozowaną depresję, która jest wynikiem hejtu. Uczęszcza na terapię, a to przecież nie są tanie rzeczy. Dlatego nie bądźmy obojętni i reagujmy, bo tylko w ten sposób można rozwiązać problem.

Jest pan prezesem Fundacji Całym Sercem — Nadzieja. Czym zajmuje się pan w obrębie tej fundacji?

Zdecydowałem się na motto: "Fundacja, która słyszy dzieci, zanim usłyszy je świat". Proponujemy wsparcie w kryzysie i przeciwdziałamy przemocy wśród dzieci i młodzieży. Zajmujemy się trudnymi przypadkami i fachowym doradztwem. Moja fundacja nierzadko zajmuje się właśnie sprawami związanymi z hejtem. I są to bardzo trudne i przykre historie, które świadczą o tym, jak poważne jest to zjawisko. Czasem na swoim profilu facebookowym opisuje takie przypadku, ku przestrodze.

Na zakończenie — co chciałby pan przekazać rodzicom, nauczycielom, pedagogom oraz innym osobom, które mogą mieć bezpośrednią styczność z hejtem?

Obserwujmy, bądźmy czujni i reagujmy. Nie bagatelizujmy tego zjawiska, bo w końcu będzie za późno. Mam kontakt z rodzicami dzieci, które odebrały sobie życie, bo pomoc nie nadeszła na czas. Nie pozwólmy, aby dzieci znikały w ciszy. Czasem wystarczy jedno dobre słowo, które może uratować życie.

Przeczytaj źródło